3xG + R + Lolka na koloniach. Piękna wiosna tej jesieni

Taaa... Znalazłam się tutaj w lutym 2006 roku... szukałam informacji i pomocy, po adopcji dorosłego, zabiedzonego kota z rzeszowskiego Kundelka. Dobrze widzicie. Z RZESZOWSKIEGO (czy widać przy nicku, żem z Łodzi?
) . Pojechałam po Klemensa bo... bo chciałam drugiego kota, bo on był taki biedny, bo zobaczyłam jego zdjęcie i się zakochałam.
To dzięki Niemu tu wciąż jestem. Dzięki Klemensowi zaczęłam interesować się zwierzęcym nieszczęściem, dzięki Niemu zostałam wolontariuszem i dzięki Niemu w poważnym wieku poszłam do szkoły, która w końcu mnie interesuje i właśnie kończę technikum weterynaryjne.
Niestety Klemensa już z nami nie ma. Wypełnił swoją misję do końca. Uwrażliwił mnie i mojego TŻ-ta na zwierzęcą biedę, pokazał jak wychowywać nieznośne kocięta i szczeniaki, zagonił mnie do szkoły, żebym lepiej mogła pomagać. A potem odszedł. Nie mogłam i nie chciałam go dłużej zatrzymywać. Wciąż czekam, aż wróci. W innym futerku.
A na razie podesłał TŻ-owi, swojemu ukochanemu pańciowi, dwie inne biedy kocie i nawet jedną psią.
Georg. Był moim pierwszym kotem w odpowiedzialnym w stosunku do zwierząt życiu. Wciąż jest z nami. Ma 9 lat i posiwiał mu pyszczek. Złagodniał z wiekiem, bo to była prawdziwa cholera. Georg nie lubi zdjęć, jakby kradły mu duszę. Widząc aparat, zamyka oczy, krzywi się albo w ogóle robi minę jak potwór z dziecinnych strachów.
Oto dowód:

Moim zdaniem - żyje emocjami.
Gabryś. Zwany wcześniej Piotrusiem, a później Lorenzem. Dzikie to było na maksa. Byłam w lecznicy, kiedy zostało przywiezione. Małe, czarne, zapchlone i gryzące, z wieeeelkimi oczami. Uciekło z zamkniętej klatki. Zabraliśmy na początku września na tymczas
Obecnie miziak miziasty

Gadget. Wcześniej wielu imion. Był Frankiem, ale też i Kiwaczkiem, co ktoś zresztą wpisał mu wielkimi, czerwonymi literami w książeczkę zdrowia
Nie cierpię tego imienia, chociaż przyznaję, że czasem używam jako określenia dla tego konkretnego kota, np. w lecznicy. W domu mówimy o nim "malutki" albo "najmniejszy". Jak był maluszkiem, ktoś rzucił nim o ścianę. Jest niepełnosprawny, neurologicznie, ruchowo, psychicznie i emocjonalnie. Rozrabiaka jakich mało.

Rustie. Znalazłam go na ulicy, zima, ciemno, blisko przelotowej szosy i on. Biegnący za każdym przejeżdżającym samochodem. Sąsiadka twierdzi, że to pies domowy, ludzi którzy mieszkają tam, gdzie on się kręcił. Jakoś nie wierzę - to raz. A dwa - pies był pogryziony i z rozwaloną trzustką, przeszedł operację, więc jak się komuś przypomni, że mu dwa miesiące temu pies zginął, to niech mnie cmoknie w trąbkę.
Rastek lubi koty, chociaż te dziko-dochodzące już nie są takie fajne jak "jego własne" i je goni.
Ryży psi ryjek
na fotce z Gabrysiem.

zapraszamy
poprzednie części:
viewtopic.php?f=1&t=38962&hilit=Georg+i+Klemens&start=0
viewtopic.php?f=1&t=87440&start=0
viewtopic.php?f=1&t=111871

To dzięki Niemu tu wciąż jestem. Dzięki Klemensowi zaczęłam interesować się zwierzęcym nieszczęściem, dzięki Niemu zostałam wolontariuszem i dzięki Niemu w poważnym wieku poszłam do szkoły, która w końcu mnie interesuje i właśnie kończę technikum weterynaryjne.
Niestety Klemensa już z nami nie ma. Wypełnił swoją misję do końca. Uwrażliwił mnie i mojego TŻ-ta na zwierzęcą biedę, pokazał jak wychowywać nieznośne kocięta i szczeniaki, zagonił mnie do szkoły, żebym lepiej mogła pomagać. A potem odszedł. Nie mogłam i nie chciałam go dłużej zatrzymywać. Wciąż czekam, aż wróci. W innym futerku.
A na razie podesłał TŻ-owi, swojemu ukochanemu pańciowi, dwie inne biedy kocie i nawet jedną psią.
Georg. Był moim pierwszym kotem w odpowiedzialnym w stosunku do zwierząt życiu. Wciąż jest z nami. Ma 9 lat i posiwiał mu pyszczek. Złagodniał z wiekiem, bo to była prawdziwa cholera. Georg nie lubi zdjęć, jakby kradły mu duszę. Widząc aparat, zamyka oczy, krzywi się albo w ogóle robi minę jak potwór z dziecinnych strachów.
Oto dowód:


Moim zdaniem - żyje emocjami.
Gabryś. Zwany wcześniej Piotrusiem, a później Lorenzem. Dzikie to było na maksa. Byłam w lecznicy, kiedy zostało przywiezione. Małe, czarne, zapchlone i gryzące, z wieeeelkimi oczami. Uciekło z zamkniętej klatki. Zabraliśmy na początku września na tymczas



Gadget. Wcześniej wielu imion. Był Frankiem, ale też i Kiwaczkiem, co ktoś zresztą wpisał mu wielkimi, czerwonymi literami w książeczkę zdrowia


Rustie. Znalazłam go na ulicy, zima, ciemno, blisko przelotowej szosy i on. Biegnący za każdym przejeżdżającym samochodem. Sąsiadka twierdzi, że to pies domowy, ludzi którzy mieszkają tam, gdzie on się kręcił. Jakoś nie wierzę - to raz. A dwa - pies był pogryziony i z rozwaloną trzustką, przeszedł operację, więc jak się komuś przypomni, że mu dwa miesiące temu pies zginął, to niech mnie cmoknie w trąbkę.
Rastek lubi koty, chociaż te dziko-dochodzące już nie są takie fajne jak "jego własne" i je goni.

Ryży psi ryjek


zapraszamy

poprzednie części:
viewtopic.php?f=1&t=38962&hilit=Georg+i+Klemens&start=0
viewtopic.php?f=1&t=87440&start=0
viewtopic.php?f=1&t=111871