Tasia i Tycia - część pierwsza i z pewnością nie ostatnia

Jak to się stało, że ze zdeklarowanej psiary, od dzieciństwa wielbiącej te psy największe, najwilczurzastsze, najpsiejsze, stałam się kociarą, nie wyobrażającą sobie już życia bez domowego tygrysa? Palce maczał w tym mój mąż, który podstępnie zapoznał mnie (nieufną jak diabli) ze swoim rodzinnym kotem, cudownym, osiemnastoletnim już półpersem Kaprysem:

Zatem kiedy po burzliwych dyskusjach zapadła decyzja: "Będziemy mieć kota" i zaczęliśmy przeszukiwanie sieci, trafiliśmy na ogłoszenie o rozśpiewanej piątce murzynków. Umówiliśmy się na wizytę zapoznawczą, pełni obaw - czy spodobamy się maluchom? a Negrze, ich mamie? a Kindze w ich DT??? A co jeśli nas nie polubią, ofuczą, czmyhną pod szafę, rozpierzchną się po kątach, dając do zrozumienia, że nie chcą mieć z nami do czynienia?
Dzięki Bogu, kociaki sprawiały wrażenie całkiem zadowolonych z naszego towarzystwa
. Po godzinnej wizycie mieliśmy jednak mętlik w głowie - którego malucha przygarnąć, skoro (powiedzmy sobie szczerze
) w zasadzie nie różniły się ani wyglądem, ani zachowaniem? Wyszliśmy już na klatkę schodową, żegnając jeszcze w progu Kingę, a tu znienacka z tupotem małych kocich nóżek wybiegło za nami takie jedno małe, czarne, w jednej chwili chwytając nas tym za serce
"Wybrała Was sobie" - stwierdziła z powagą Kinga niczym wyrocznia, identyfikując kociaka jako Rihannę, najmniejszą kitkę z miotu. Nie było odwrotu
Kilka dni później mała sprowadziła się do nas.
Nie traciła czasu na zbędne wstępy, od razu zaczęła rozstawianie wszystkich po kątach - jej pierwszą ofiarą był kapeć, któremu zdecydowała pokazać, kto tu rządzi:

Zażarcie walczyła też ze swoim śmiertelnym wrogiem, Małym Głodem (odnoszę wrażenie, że Mały Głód jest właściwie wrogiem każdego kota, nieprawdaż?
)

Zdobywała najdziwniejsze szczyty

I szukała miejsca, gdzie będzie jej najwygodniej (moje sugestie nie spotykały się ze zrozumieniem z jej strony)

Zmęczona nadmiarem wrażeń, zasnęła w końcu słodko, z minką "co złego to nie ja":

Potrafi być uroczą, rozkoszną przylepką (zwróćcie uwagę na tę kocią jogę!)

Ale niech to nikogo nie zwiedzie, ma charrrakterrrek ten mały diabeł tasmański, to małe demoniszcze

(czy ktoś ma wątpliwości, dlaczego została nazwana Tasmanią?)
Taki to był mały grzdylek:

A teraz to już półroczna dama

I razem ze mną przegląda miau


Zatem kiedy po burzliwych dyskusjach zapadła decyzja: "Będziemy mieć kota" i zaczęliśmy przeszukiwanie sieci, trafiliśmy na ogłoszenie o rozśpiewanej piątce murzynków. Umówiliśmy się na wizytę zapoznawczą, pełni obaw - czy spodobamy się maluchom? a Negrze, ich mamie? a Kindze w ich DT??? A co jeśli nas nie polubią, ofuczą, czmyhną pod szafę, rozpierzchną się po kątach, dając do zrozumienia, że nie chcą mieć z nami do czynienia?

Dzięki Bogu, kociaki sprawiały wrażenie całkiem zadowolonych z naszego towarzystwa




Kilka dni później mała sprowadziła się do nas.
Nie traciła czasu na zbędne wstępy, od razu zaczęła rozstawianie wszystkich po kątach - jej pierwszą ofiarą był kapeć, któremu zdecydowała pokazać, kto tu rządzi:

Zażarcie walczyła też ze swoim śmiertelnym wrogiem, Małym Głodem (odnoszę wrażenie, że Mały Głód jest właściwie wrogiem każdego kota, nieprawdaż?


Zdobywała najdziwniejsze szczyty

I szukała miejsca, gdzie będzie jej najwygodniej (moje sugestie nie spotykały się ze zrozumieniem z jej strony)

Zmęczona nadmiarem wrażeń, zasnęła w końcu słodko, z minką "co złego to nie ja":

Potrafi być uroczą, rozkoszną przylepką (zwróćcie uwagę na tę kocią jogę!)

Ale niech to nikogo nie zwiedzie, ma charrrakterrrek ten mały diabeł tasmański, to małe demoniszcze


(czy ktoś ma wątpliwości, dlaczego została nazwana Tasmanią?)
Taki to był mały grzdylek:

A teraz to już półroczna dama


I razem ze mną przegląda miau

