Miszczunio już w domku, jest trochę lepiej, dostałam zastrzyki na wynos, kroplówek udało sie podać tylko pięć, jemu już nie działają żyły w przednich łapkach, w tylnych też pękają albo sobie ropracowuje wenflon mimo pancernego zabezpieczenia.
Jakbym miała mało problemów, to doszedł kolejny i to ogromny ... noc miałam z głowy ...
Karmię koty na ogródkach działkowych , trzymam tę działkę tylko ze względu na koty. Wczoraj napadła na mnie Prezeska (wyjątkowo antypatyczne babsko) że mam natychmiast zabrać te swoje koty, nie docierało, że koty nie moje tylko wolnożyjące, urodzone na tych działkach i tam mieszkające. Mam natychmiast zlikwidować i już, bo robią straszne szkody ...i pokazała kawałek swojej działki, gdzie widać było grzbnięcie ..a ona tam przecież gorczycę zasiała ... No i te koty się "plenią" bo je karmię
Kuźwa, ta gorczyca to w cenie złota chyba ...Na końcu wywrzeszczała się na mnie, że jeżeli jeszcze raz zobaczy mnie że dokarmiam, to pozbawią mnie działki. Ja się babsztyla nie boję, bo w sądzie, gdyby do tego doszło, to raczej polegnie. Ale boję się o koty, żeby im bladź nie dosypała czegoś do jedzenia. Kotów zostało 6-7, w tym 4 wysterylizowane przeze mnie kotki, oswojony jest tylko kilkunastoletni weterna Grubson, reszta to dzika dzicz, łapałam w klatkę łapkę na sterylkę. Trzem oswojonym znalazłam domy .... NIe wiem, co jest z tymi ludźmi - im większa miernota dorwie się do odrobiny "władzy", tym bardziej szaleje