Miałam dziś łapać piwniczną kotkę na sterylkę. Zamiast niej złapał się kociak. O, taki:

Załamałam się. Kompletnie nie mam go gdzie przetrzymać na kwarantannie, a moja Nesca dopiero co wyszła z poważnej infekcji (pomijając już fakt, że w ogóle nie znosi obcych kotów w domu). Druga sprawa, nie mniej ważna - ja zupełnie nie mam za co go przebadać, odrobaczyć, zaszczepić.

Ledwie wyrabiam na potrzeby moje i moich kotów, a wydałam ostatnio fortunę na leczenie Neski.

Mały miotał mi się po klatce, a ja miałam gonitwę myśli - wypuścić, nie wypuścić? Właściwie byłam bliska wypuszczenia, wsadziłam rękę do klatki, mały syczy i prycha, wzięłam go na ręce, a on uspokoił się i wtulił we mnie.

Pomyślałam sobie, że nie mogę, po prostu nie mogę go wypuścić. Drugi raz go nie złapię, a to że mam go teraz, to jego jedyna szansa na normalne życie u kogoś, kto go pokocha.
Piszę tego posta z małym na kolanach... Siedzi cichutko, wtulony we mnie, a kiedy go dotykam, delikatnie mruczy.

Dziki kot, psia krew!

Nie mam doświadczenia jako DT, a jako DT dla kociaków to już w ogóle.

Ile on może mieć tygodni? Oczy już ma zielono-szare, chociaż pewnie nie widać, bo zdjęcie kiepskiej jakości.