Dzisiaj stoczyłam z Cezarem prawdziwą bitwę. Był na tyle chory,że dał mi się jako tako ucapić, ale też na tyle zdrowy,że natychmiast chciał się z moich objęć wydostać.
Efekt: mam piękne poorane ręce
A w środę mam dwa bardzo ważne spotkania... i jak ktoś przypadkiem przyjrzy mi się dokładnie.... mam przechlapane.
Ale nieważne.. ważne,że udało mi się kotucha spacyfikowac i zawieść do weta. Ten od razu załapał o co chodzi... infekcja!!! Rana, która się zainfekowała, koszmarna ropa w całej łapie niemal... pan doktor wycisnął, popsikał, dał zastrzyki i tabletki na zaś. Cezary nawet nie protestował za bardzo, bo nie miał szans... mam niezły chwyt
Ale za to przez całą drogę do weta i od weta skarżył się bardzo żałośnie i głośno. Po powrocie do domu schował się tak skutecznie,że chyba znowu minie kilka dni, nim się ujawni.
Obrażony jest na fest!!!!
No i niech sobie będzie, grunt że noga ok.