Kot mi spuchł... Ogryzek wygląda jakby się z kimś pobił. Z lewej strony pyszczka na wielką gulę, podobno wczoraj już mniejszą (wg TŻ), chociaż ja zmian nie widzę
Opuchliznę zauważył TŻ we wtorek, powiedział mi wieczorem, jak już nasza lecznica była zamknięta i nie mogliśmy podjechać. Ogryń pozwalał się dotykać się po pyszczku, jadł, więc postanowiliśmy nie jechać do całodobowej lecznicy. Tym bardziej, że i tak w piątek (bo TŻ ma wolne) mieliśmy jechać do naszych wetek. Ale jak wróciłam w środę z pracy, a Ogryś dalej zapuchnięty (po ukąszeniu owada już by przesżło) to wpakowałam Go do transporterka i do autobusu.
Co się okazało - Ogryzek zapatrzył się chyba na Orkę*, bo zrobił Mu się paskudny stan zapalny na dziąśle. Ropa, krew, przetoka do zatoki i kocisko spuchło. Od środy bierze antybiotyk**, próbujemy smarować żelem stomatologicznym i czekamy na efekty. Na szczęście Ogryzek je, chociaż chyba przestawimy Go na mokrą, bo chrupki nie koniecznie Mu pasują. W następny poniedziałek idziemy na kontrolę - są szanse na kolejne rany cięte do mojej kolekcji na rękach
*pewnego dnia przestała jeść, stała nad pełną miską i płakała. U wetek okazało się, że ma ranę nad zębem i bardzo ją to boli. Trzy wizyty u wetek, dwa tygodnie podawania antybiotyku plus tydzień smarowania Alugelem później i dziąsło się zagoiła. A kocica, jak tylko zobaczy, że przyjdę do rodziców, to zwiewa na mój widok
** wetka nie dała Mu sterydów, ze względu na trzustkę - dłuuuuga historia, postaram się opisać