» Śro maja 10, 2017 7:32
Re: El Azurro ['] & Mariachi. Boncuś [']
Pozdrawiam. Kiedy odszedł Teoś, 16,5 a po nim półtora roku potem Piguś 13,5, nie umiałam i nie umiem się z tym pogodzić. Wiem, że Piguś bardzo się zmienił po śmierci Teosia, stał się takim przytulankiem, tęsknił, starałam się go często głaskać, całować. Odszedł - układ trawienny, trzustka. Bardzo rozpaczałam. Przyjaciel, zawód wieloletni psychiatra, ordynator, i dodatkowy zawód doskonały muzyk, który też musiał uśpić starego psa (po konsultacji, lekarze nie dawali żadnej szansy na operację guza i że się nie wybudzi) powiedział, że taka jest kolej rzeczy. Genetyka. I że nasze kotki i pieski w dzikim stanie dożywają 3-4 lata, odchodzą, często na skutek tragicznych wypadków, a przed wiekami walką o byt, no i też przez wzajemne polowania, nie dożywają starości, z którą wiążą się różne choroby. I nie mają najczęściej szansy by żyć długo. A w niewoli na skutek lepszych warunków życia, opiece weterynaryjnej, dożywają dłużej. Ale graniczny wiek to ok. 8 lat, potem i tak mają z górki i włącza się genetyka, choroby, a uporczywe leczenie przedłuża życie, często niestety na życzenie właściciela, bo chce mieć kochane zwierzę jak najdłużej, by jeszcze cieszyło się słoneczkiem itp. A nasze zwierzaczki i tak żyją dniem dzisiejszym, a nie jutrzejszym, chwilami teraz, a nie planowaniem co jutro, za godzinę i najlepiej bez bólu. Ja też tak jak inni, którzy przechodzili te bolesne straty, patrząc na słoneczko na balkonie czy krzesełku, na którym kotki się lubiły "prażyć" myślę z bólem, że one tego już nie będą zaznawać, jeść z takim apetytem ulubione smakołyki, siedzieć na kolanach, przytulone, całowane i głaskane. A mój wspomniany wyżej przyjaciel mówi, że tak nie powinno się myśleć, bo to myślenie człowiecze, zwierzątko nawet najmądrzejsze tak nie myśli, co będzie jutro a nawet za godzinę i co straciło. Trochę mi to przemawia teraz, i jak patrzę na kwiatki na balkonie, słońce na podłodze, staram się nie myśleć, że Piguś już nie będzie przy nich siedzieć (lub na nich gniotąc), że stracił, bo to moje myślenie nie jego.
Przykro, gdy umiera młodziutkie zwierzę, kotek, piesek... i że tak wiele chorób cywilizacyjnych i ich dotyka. Jedzenie przetworzone konserwanty (teraz usilnie unikam takiego jedzenia, jak posypał mi się układ pokarmowy), które też szkodzi zwierzaczkom. Przypominam sobie, jak to wg dzisiejszych zaleceń w 87 r., wzięliśmy maciupka Kicię, bo jej matkę zabił samochód, i jak się żywiła. Nie było puszek, tego niby specjalistycznego jedzenia, chrupek, jadła to co my. Ale wtedy to ja gotowałam z produktów najczęściej kupowanych na bazarach, żadnych konserwantów, nic w puszkach, foli itp. Jadła zupy z mięsem, z włoszczyzna, czasem kiełbaskę ale taką ze wsi, mleko, ser biały też ze wsi. Nigdy nie chorowała, jak czasem zwymiotowała, to kłaczkiem, po zjedzeniu trawy lub gdy zjadła coś dużo i łapczywie bo bardzo jej smakowało. Odeszła w wieku 17 lat, zasnęła spokojnie, głaskana i całowana, mrucząc.
Rozpisałam się, bo teraz myślę, że często winna jest karma, a układ pokarmowy ze swoimi narządami to najważniejszy czynnik nie tylko w układzie człowieka, ale i zwierzęcia i staram się nie tylko zmienić na inne żywienie nas, ale i też unikać wszelkiej karmy i jedzenia sztucznie przygotowanego dla kotków (teraz mam dwa – 6 letnia Misia ze schroniska po przejściach i 1,5 Julcia znaleziona w piwnicy) i dawać im jak najmniej przetworzone jedzenie.