Zostałam zmobilizowana do przeniesienia się z Kociarni
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=13&t=102038i założenia naszym dwóm demolkom własnego, osobistego, prywatnego wątku, na którym będą mogły szaleć do woli. Tak więc - jesteśmy i się witamy
Oto nasze małe stadko:
Pierwszy był Kuba.
Przyjechał do nas 3 października 2008r jako 2-miesięczny kociak. Kuba to dzieciak kotki wychodzącej, której właściciele "nie zdążyli" wysterylizować. Później okazało się, że trzeci raz nie zdążyli... Jak tylko maluchy zaczęły się rozbiegać po domu i przestały być fajną zabawką dla dzieci, szybciutko je rozdano nie martwiąc się o ich dalsze losy
Kuba zamieszkał z nami i za jego sprawą trafiłam na to forum w poszukiwaniu informacji. Przy okazji dowiedziałam się wielu innych rzeczy
Kuba dorastał i stało się jasne, że to kot towarzyszący człowiekowi z bezpiecznej odległości. Typ - podziwiaj mnie, będę chodził za tobą, a jak będę chciał to pozwolę się pogłaskać. Panikarz z byle powodu, miłośnik kartonów i ptaków za oknem
Kuba to kot, który na kolana przychodzi tylko podczas posiłków i tylko jeśli jemy przy kuchennym stole - ale jak już przyjdzie to mrrrrruuuuuczyyyy jak oszalały
Surowe mięso lub rybę wyczuje w fazie planów "co by tu ugotować" i już zaczyna kręcić bączki wokół nóg. Takie to "nieprzekupne" stworzenie z niego
Czasem, bardzo czasem, Kuba ma przebłyski w okazywaniu miłości - potrafi barankować i mruczeć bez żywnościowego powodu. Kochamy go takiego, jakim jest, a on coraz bardziej nas zadziwia, ale o tym później.
Mieszkaliśmy tak sobie razem przez rok i coraz bardziej tęskniliśmy - Kuba do towarzystwa i zabaw, kiedy jesteśmy w pracy, a my do kota, który będzie mruczał na kolanach i spał z nami na poduszce
Tak trafił do nas Rosen
Znany szerszemu gronu jako kotek w różowym kubraczku
Drugiego kotka szukaliśmy z pomocą Kociej Doliny (bardzo dziękuję za cierpliwość i rzetelność przekazywanych informacji!). Proponowano nam Rosena dwa razy, ale "nie zaiskrzyło". Nie mogliśmy się zdecydować. Znów trafiłam na forum i znalazłam wątek Rosena. Tak miało być! Zakochaliśmy się w tym zwariowanym urwisie. Rosen był u Agn w Toruniu, w cudownym domu szczęśliwych, choć często poważnie chorych kotów. Agn uprzedziła, że może nam kota nie dać, ale nie wierzyliśmy jej - wiedzieliśmy, że Rosen jest już nasz. Wróciliśmy z nim do domu 28 listopada 2009
Miał wówczas około 5 miesięcy. Po drobnych, choć trwających długo problemach zdrowotnych zaczeliśmy wspólne, mam nadzieję, długie i szczęsliwe życie. Rosen świetnie znalazł się w naszym domu. Jest kochanym, żywiołowym, emananującym radością kotkiem. Biega jak szalony, zachęca Kubę do zabawy, a później przychodzi do nas poprzytulać się i pociumkać. Przybiega się przywitać i uzyskać poranną porcję pieszczot, jak tylko zadzwoni budzik. Niedawno okrzyknięty "kochanolicznym", gdyż nie mogliśmy się zdecydować, czy Rosen jest bardziej kochany, czy bardziej śliczny
Kot bezproblemowy - wszystko lubi, wszystko go cieszy, ze wszystkiego potrafi zrobić świetną zabawkę. Uwielbia pieszczoty. Gdy zbyt długo nikt się Rosenem nie zajmuje doprasza się o uwagę donośnym miauczeniem lub opieraniem o nogi. Przynosi nam "upolowane" myszki ogłaszając nam to z daleka charakterystycznym, przeciągłym "miaaaaau". Od samego patrzenia na Rosena poprawia się nam humor.
Kotki się pokochały. Bawią się razem, jedzą razem, ostatnio kilka razy widziałam jak się nawzjajem myły. Uczą się od siebie. Kuba podpatruje Rosena i ostatnio stał się bardziej miziasty
Zaczął sam zaczepiać, żeby go pogłaskać. Czekamy na dalszy rozwój wypadków
My - czyli personel pomocniczy
Od zawsze kochałam psy i miałam w domu psa. Kotów nie znałam, nie rozumiałam i długo nie miałam szczęścia spotkać takiego, który by mnie przekonał. Kot trafił do mojego domu rodzinnego za sprawą Mamy i dopiero wówczas okazało się, że kot to jest to! Nie wyobrażamy sobie teraz domu bez kota, choć psa w nieokreślonej bliżej przyszłości nie wykluczamy. TŻ również kocha zwierzęta, choć patrzy na to bardziej trzeźwo i czasem sprowadza mnie na ziemię
To on robił zastrzyki i podawał kotom tabletki, kiedy mnie dopadło roztrzęsienie... Teraz koty są zdrowe i tak już zostanie!
Witamy i zapraszamy wszystkich chętnych do rozmowy!