Strona 61 z 64

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Czw kwi 23, 2015 19:25
przez zuza
Mialam. Godzina byla 18.30...

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Pt kwi 24, 2015 6:52
przez tanita
U Pestki zwykłe przeziębienie, a raczej jego końcówka. Kot dostał lek przeciwzapalny i zalecenie niewychodzenia na balkon, ewentualnie tylko na nasłoneczniony. Pestka oczywiście nie przejęła się diagnozą zakończenia choroby i w dalszym ciągu kicha, prycha i pokasłuje.

Kiedy dzień przed wizytą wyjmowałam transporter (w którym wcześniej woziłyśmy Sopelka) koty zrobiły dziwną rzecz. Zamiast jak zwykle uciekać w popłochu i na niskim podwoziu pod łóżka i na regały one stały i się patrzyły. I same podeszły do transportera, kiedy go postawiłam na podłodze.

A ja cały czas beznadziejnie tęsknie za moim kotkiem.

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Pt kwi 24, 2015 8:53
przez zuza
Tulaczka pzresylam. I zdrowia!

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Sob kwi 25, 2015 16:54
przez Hannah12
Zdrowia dla Pestuni.

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Sob kwi 25, 2015 20:17
przez tanita
Kot Pestka postanowił Was posłuchać i chyba już po przeziębieniu. :wink:
Teraz już bez chrypki chodzi, nawołuje i miaukoli. Myślę, że cały czas coś jej nie pasuje w rzeczywistości. W życiu nie była tak przylepna.

A u nas pierwszy tydzień bez Sopelka. Uschi postanowiła wyciągnąć mnie dziś z domu i zmęczyć do upadłego na kilkunastokilometrowej wycieczce nad Wisłą. Kiedy po powrocie położyłam na sofie kątem oka zobaczyłam w nogach futerał od aparatu, czarny. Wiem, że to głupie, ale przez jedną chwilę wydawało mi się, że to Sopel. Ja bowiem jestem straszny leń i kiedy tylko mogę to leżę sobie na sofie i czytam książki. I zawsze jak tak sobie leżałam to obłaziły mnie futra. Mruf pakowała się centralnie na mnie, Pestka siadała gdzieś obok a Sopelek kładł się w nogach. No i dziś tak przez jedną chwilę go tam zobaczyłam.

Za cholerę nie umiem sobie z tym poradzić.

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Sob kwi 25, 2015 21:18
przez zuza
tulaczka przesylam

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Pon kwi 27, 2015 9:31
przez Mysza
Mnie długo migała biel Budrysa kątem oka. Z czasem (nie)stety to mija.

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Wto kwi 28, 2015 10:15
przez Olat
Ja kątem oka widuję często puchaty, Boryskowy ogon zadarty jak chorągiewka w okolicach moich nóg...
A to już 5 miesięcy minęło. Wcale nie jest łatwiej :(

Serdecznie Wam współczuję... :(

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Wto kwi 28, 2015 20:29
przez tanita
To chyba zależy też od związku z tym jednym, konkretnym kotem. Ja o prostu nie wyobrażałam sobie domu bez Sopla. Mam wrażenie, że teraz wpadam w jakieś odrętwienie, że już chyba doszło do mnie w 100%, że jest to naprawdę nieodwracalna sytuacja. Ciężko o tym pisać, bo to takie intymne przeżycie i przez to każda próba przekazania go innym ludziom jest trochę drewniana i toporna.
Dziękuję, że piszecie.
Mysz, pamiętam jak pisałaś, że Budrynio migał Ci gdzieś na szafce. Zresztą sama też go pamiętam przecież.
Olat, przeczytałam Twój wpis, kiedy umarł Borys, nie było mnie wtedy na forum, ostatnio dopiero wróciłam po przerwie. Bardzo pięknie o nim napisałaś. I kiedy przeczytałam o tym, że to był Twój najważniejszy kot, to się popłakałam...

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Śro kwi 29, 2015 10:16
przez Hannah12
Ja tak mocno związana jestem z Pysią, która się od nas wyprowadziła z córką. Nie mogłam sobie bez Pysi, chociaż doskonale wiedziałam, że żyje i ma się dobrze, miejsca znaleźć. Kiedyś nawet córce powiedziałam, że największym moim dowodem miłości do niej, było oddanie jej Pysi. Pysia z kolei uwielbiała i uwielbia moją córkę.
Z Hakerem łączy mnie też duża więź, ale on jest bardziej kotem mojego męża. Chłopaki stanowią nierozłączny duet. Ja mu powiedziałam, że Sopel nie żyje, doskonale go pamiętał z okresu noworodkowego, to zaniemówił, a po chwili mnie się spytał, jak długo może nasz Haker żyć?
U nas Haker mimo zadziorność w stosunku do nas okazał się kotem idealnym dla małych dzieci, wnusia może z nim zrobić wszystko, a jak mu coś nie odpowiada to po prostu odchodzi.

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Śro kwi 29, 2015 19:03
przez tanita
Hannah12 pisze:Kiedyś nawet córce powiedziałam, że największym moim dowodem miłości do niej, było oddanie jej Pysi.


Wiesz co Haniu? Takie słowa jak te upewniają mnie, że miau jest miejscem niezwykłym, że się bardzo przed sobą otwieramy.
Tutaj prędzej ktoś poszturcha Cię i pośmieje się z Ciebie z powodu zainteresowań i poglądów, ale nie z powodu miłości do kota. I wiedziałam, że mogę tu wrócić.
Haniu, pamiętam przecież doskonale Twój wątek, który był dla nas niesamowitą kopalnią informacji, pamiętam Hakera, który rósł razem z Soplem i przykro mi, że nie mogę teraz obejrzeć jego aktualnych fotek, ale po prostu boję się, że się strasznie rozkleję. Nie wiedziałam, że "wydałaś" Pysię, młody pewnie Wam żyć nie daje, czy może jednak wszedł w etap statecznego seniora? :wink:
Sopelek też był ulubieńcem dzieci mojego brata, najstarsza mówiła o nim zawsze: "Mój przyjaciel Sopel" :)

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Śro kwi 29, 2015 19:28
przez Hannah12
Haker czasami jest statecznym seniorem, czasami zadziornym małolatem.
Nie miałam wyjścia Pysiunia zawsze była koteczką Agi i od dobrych 5 lat z nią mieszka.
Fotek w wątku jest mało, w ogóle ostatnio się zaniedbałam i nie osadzam fotek na forum, jak już to czasami na FB.

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Śro kwi 29, 2015 20:27
przez Ais
tanita, rozumiem Cię doskonale , wiem co przeżywasz, współczuję ogromnie bo wiem jaki jest rozmiar bólu.

Ja też mojego ukochanego Pędzelka widziałam co i raz na regale, ba, słyszałam jak na niego wskakuje. Najpierw była to nadzieja - a może mi się wydawało, może to był sen że go nie ma? Po rozczarowaniach i zaakceptowaniu faktu że jego brak jest nieodwracalny, z czasem polubiłam to uczucie - bo chociaż dla mnie życie kończy się po śmierci, jakoś tak miło sobie było wyobrażać, że może on tam na tym regale poleguje i ze mną jest. Głupie, wiem. Ale jakos mnie to utrzymywało we względnym komforcie. I bardzo długo to trwało, zanim jakoś tam się przyzwyczaiłam, że go nie ma - bo nie pogodziłam się nigdy. Bo jak można? Nawet i teraz po kilku latach potrafię łezkę uronić, bo to był dla mnie Taki Kot. Nie oczekuj od siebie że ci szybko przejdzie smutek - bo niby dlaczego miałby ( i po co) ? Nie żałuj sobie rozpaczać i tęsknić. Przecież wasza wieź na to zasłużyła. Bo to był dla ciebie Taki Kot.
Nie wiem czy ci pomogłam, czułam od kilku dni ze chce się podzielic moimi przeżyciami bo tak bardzo wiem, co przeżywasz.

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Śro kwi 29, 2015 22:20
przez joshua_ada
tanita pisze:
joshua_ada pisze:Sopello był w moim świecie zawsze kochanym Wujkiem Tasi.


Obrazek
A jakże :wink:

Jeszce raz Wam wszystkim dziękuję za wsparcie.
Powrót do domu dziś był bardzo ciężki. Mruf i Pestka przywitały mnie przy drzwiach, miaucząc i chodzą za mną krok w krok, co w przypadku Pestki było wcześniej rzeczą nie do pomyślenia.
Dziwnie jest.
Pestka, kiedy Sopelek leżał u nas na łóżku podbiegała do niego i uciekała, stawała w progu, cofała się, była bardzo niespokojna.
Mruf leżała w innym pokoju, przybiegła tylko wtedy, kiedy Sopel zamiauczał.
Widzę teraz, że im też coś się bardzo niezgadza w rzeczywistości.


Dziękuję za zdjęcie.

Sopello... :(

Re: Permanentny PMS 4. Nie ma Sopelka.

PostNapisane: Czw kwi 30, 2015 19:04
przez tanita
Ais pisze:Nie wiem czy ci pomogłam, czułam od kilku dni ze chce się podzielic moimi przeżyciami bo tak bardzo wiem, co przeżywasz.


Dziękuje Ais.
Wiem, że przeżywanie żałoby jest bardzo indywidualne i wszyscy tak naprawdę w pewnym sensie zostajemy z tym sami, bo nikt nam z serca tego nie wydrze, ale dla mnie bardzo ważne jest dzielenie się emocjami. I dlatego piszę, dlatego czytam. Nie chcę niczego przyspieszać, takie przyspieszenie może potem w życiu wyleźć i wrednie pomachać łapką. To chyba dotyczy każdego uczucia.
Wiem, że jeszcze sporo faz przede mną, jestem na etapie, w którym każde wspomnienie to ból.
Kiedyś miałam psa, foksa gładkiego, ja konkretnie psia dusza byłam. Zanim poznałam Uschi, która koniecznie chciała mieć kotki, pomysł posiadania tych stworzeń w domu wywoływał u mnie delikatnie mówiąc pełne niedowierzania zdziwienie.
I ten pies Korek trafił mi się w najbardziej emocjonalnym etapie życia, dorastał ze mną, urywał się ze mną z domu na wielogodzinne spacery ze zbuntowaną młodzieżą, był dla mnie taką stałą w życiu, kumplem. No i był foksem, a foks to charakter, że ho ho, że głowa mała. Po 13 latach wykryto u niego nowotwór płuc i wątroby. Od diagnozy do śmierci minął tydzień. Pamiętam, że dałabym sobie coś wykroić, żeby mu pomóc, więc możesz sobie wyobrazić jak się czułam kiedy odszedł. Zupełnie nie umiałam sobie poradzić, cała rodzina cierpiała, zdecydowaliśmy się na kolejnego psa tej samej rasy. Ja szukałam w nim Korka, mojego odważnego, zawadiackiego, kochającego wolność Korka. Ale tak się nie da, bo to co nas tak strasznie boli po odejściu, to to, że ten pies/kot był wyjątkowy, taką niepowtarzalną wyjątkowością, której nic nie zastąpi.
Dziś potrafię się śmiać mówiąc o Korku, opowiadałam Uschi ostatnio, że Korek w swoich najlepszych latach między innymi spadł z drzewa (na które wcześniej sam wszedł bo siedziały tam szpaki), wpadł do studzienki melioracyjnej bo zobaczył w niej kreta, w pogoni za tropem kuny podkopał drewno w drewutni i został nim przywalony, cały czas chodził poharatany bo pieski miały fajniejsze patyczki (oczywiście tylko duże pieski)
A kiedy szłam z nim do lekarza na przegląd po tych przygodach a Korek nigdy nawet nie pisnął, na mój pytający wzrok weterynarze odpowiadali jednym głosem niczym starogrecki chór :" Co się Pani dziwi, przecież to terier"

Wierzę, że kiedyś tak będzie i z wspomnieniami o Soplu, na razie jutro jedziemy do niego na działkę, a raczej do nich, bo leży tam razem z Korkiem.