» Sob lut 20, 2010 6:44
ZOE znaczy życie-to my-kotki trzy!
Nie wiadomo skąd zjawiło sie pewnego dnia w piwnicy-maleńkie,bure cudeńko,o przedłużonej sierści.Ogromne ciemnozielone oczka,patrzyły z kąta piwnicy.W ciemnym korytarzyku ledwo ja było widać,jedynie białe skarpetusie odbijały się od betonowej podłogi.Był grudzień, czy koniec listopada,na dworze zimno,bardzo zimno,a to maleństwo siedziało skulone i głodne,czekając nie wiadomo na co.
W piwnicy mieszka mężczyzna-nałogowy alkoholik,który woli mieszkać tu,a nie w mieszkaniu,bo tu może pić do woli i sprowadzać takich samych jak on,ale ma jedna zaletę-lubi zwierzęta.Do jego meliny przyprowadziły maleńką dwa kocurki-bracia,którzy obecnie szukają domu (banerek w moim podpisie).Benek zrozpaczony smiercią swojego poprzedniego kotka(został otruty)-przygarnął maleństwo.Gdy tylko sie o tym dowiedziałam,poszłam z jedzonkiem dla małej i zobaczyłam jakie to cudo!-była bardzo głodna-chrupki RC dla kociąt,które zostały mi po Brunonku,znikały w błyskawicznym tempie,rozwodniona śmietanka też!
Mój sąsiad-emeryt,powiedział,że przyniesie małej piach i miskę ,i że będzie do niej codziennie zaglądał-uwierzyłam.
Dawałam karmę,żeby mała miała dobre jedzonko,a nie najtańsze chrupki,jakie chciał jej dawać sąsiad,ale nie chodziłam do meliny ,wierząc,że mała jednak jest pod opieką ,że nie jest jej tak źle,sama nie mogłam jej wziąć,bo miałam,jeszcze Brunonka.
Mijały dni,dałam pieniądze na odrobaczania,ale jak się później okazało,sąsiad zlekceważył moje prośby,by drugie odrobaczanie zrobić po 10-14 dniach i pojechał z małą dopiero po trech tygodniach.
Jakoś miesiąc temu,idac do Braciszków,do pralni,zobaczyłam maleńką na korytarzyku piwnicy-Boże !!jak ona wyglądała!!!!
Skulona,futerko zmierzwione,nosek zalepiony ropą,brudna!!
Łapka,którą próbowała wytrzeć nosek aż brunatna od wydzieliny!
Nie mogła dobrze oddychać,miała goraczkę.
Poprosiłam Benka,żeby rano był u siebie,bo chce zabrać małą do weta,obiecał ,że będzie,niestety-słowa nie dotrzymał!
Musiałam przyjechac z pracy-na czuja i dopiero wtedy zastałam otwartą piwnicę i mogłam maleństwo zabrać.Okazało się,że sąsiad wiedział ,że mała jest chora,ale jakoś nie pojechał z nią do weta,chociaż trwało to już długi czas-nie miał czasu-tak powiedział Benkowi(a przecież i tak ja za wszystko płaciłam)
Maleńka ,jak się okazało miała zaawansowaną kaliciwirozę,nadżerki na języczku,więc nie mogła jęść,bo ja bolało,dlatego bardzo schudła-ważyła tylko 1.40.Nosek straszliwie zawalony,goraczka.Dostała trzy zastrzyki,następnego dnia znów,a na niedzielę dostałam antybiotyk w tabletkach,by podac na miejscu.Rano Benek był w stanie niezłym,nawet dogadać się z nim można było-pokazał jakie umościł posłanko z polaru jaki mu dałam-maleńka bez oporów zjadła antybiotyk,pojadła mokrego i po przemyciu noska poszła znów spać-wyglądała już o niebo lepiej,niż we czwartek wieczorem.Wieczorem,gdy przygotowywałam antybiotyk,usłyszałam wrzask Benka z piwnicy i miauk kociaka-zbiegłam po schodach do piwnicy-a tam kompletnie pijany Benek wyzywa od k..ew maleństwo,kocinka wbita w kąt na półce ze słoikami,przerażona,nastroszona.Okazało się,że pijaczysko nadepnął jej na ogonek ,jak wchodził po ciemku do swojej nory.Powiedziałam,że musi uważać,bo ja rozdepcze-to odpowiedział-no to ja zakopię!.Dyskutowałam z nim,ale wiecie jak jest gadka z pijanym-wrzeszczał na mnie,żebym go nie pouczała-w końcu powiedział-to zabieraj ją!
Zabrałam-zaniosłam do domu,maleństwo dygocząc wtulało się we mnie patrzyło w oczy-i wtedy wpadło mi do głowy imię-Zoe-tak ja nazwę-jak się potem dowiedziałam od Gibutkowej-ZOE-ZNACZY ŻYCIE!!!!
Ostatnio edytowano Pon gru 13, 2010 7:01 przez
kropkaXL, łącznie edytowano 3 razy


Tylko przyjaciele słyszą Twój krzyk , gdy milczysz i widzą łzy, gdy się śmiejesz"Boże , chroń mnie od fałszywych przyjaciół -z wrogami sobie poradzę"