Chciałabym przedstawić moje domowe kotowisko ;


Mruczuś sikawkowy

Kacperek

Cytrysia

Krecik
Mruczka przywiozłam z sanatorium z Ciechocinka, gdzie przy drzwiach żebrał o jedzonko.
Tam gdzie siedzial zostawiał plamy z moczu .
Dlatego go zabrałam , bo obawiałam się nadchodzących mrozów
że przymarznie razem z siusiakiem do ziemi.
Jego miejscem do spania były kartony w odkrytym smietniku sanantoryjnym.
Był przepędzany przez dyrekcje sanatorium, mnie tak pokochał, że potrafił ukradkiem wleciec w nocy na 2 pietro i szukać mnie. Nie mogłam go tam zostawić.
I problem z sikaniem do tej porwy trwa
Razem z Mruczkiem przyjechała Cytrysia , którą wyrzucił pan z eleganckiego samochodu razem z 2 dzieci na boczne tory dworca kolejowego. Było to w 2005 roku.
Kacperka dwumiesięcznego zabrałam z trawnika w szpitalu , bo chwila moment byłby już za Tęczowym Mostem, leżal na trawie na słoncu i muchy juz wędrowały po nim, ale udało mi sie jego zawrócić na własciwą droge.
Bardzo mnie kocha, całuje mnie , tuli się do szyi.
Jest sliczny , ale okropny dzikus dzwonek do drzwi i juz siedzi w wersalce.
Ostatnim nygusem jest ślepaczek Krecik - okropny rozbójnik z ul Pustola.