Rzecxz o drzwiczkach do kuwety.
Ostatnimi czasy Niebieska Panienka przestała grzebać w głebi kuwety i przerzuciła się na okolice wejścia. Efekt? calutka łazienka w żwirku

Po kolejnym wdepnięciu w niego bosą nogą o poranku personel postanowił wdrożyć Plan. Mianowicie założyć drzwiczki do kuwety. Tak więc zainstalowała drzwiczki. Kuweta w nowym wcieleniu została potraktowana z dużym dystansem. Po kilku godzinach uznałam, że pora wziąć sprawy w swoje ręce. Konkretnie w ręce wzięłam kotka

i ignorując protesty przepchnęłam go otwierając drzwiczki łebkem. Wepchnęłam tak, żeby przednie łąpki znalazły się wewnątrz, reszta już weszła sama.
Pora chyba była ku temu bardzo właściwa.
Później jednak okazało się, że Inara nie za bardzo ma pomysł jak z kuwety wyjść. Ja siedziałam na zewnątrz i ją wołałam, nawet smaczka przyniosłam, a ona siedziała w środku i płakała. W końcu uchyliłam drzwiczki, żeby pokazać jej o co chodzi, a ona wyszła. Nie miałam jednak przekonania, że załapała. Tym bardziej nie mam przekonania, czy ona będzie wiedziała jak tam WEJŚĆ. A tu noc, człowiek by poszedł spać, jutro trzeba na pare godzin wyjść. pomyślałam, że jak załapie jak wyjść, to łatwiej nauczy się wchodzić, więc powtórzyłam manewr z wpychaniem kotka do połowy. Po ok 5 minutach nawoływania i machania przysmakiem wreszcie kicia jakoś załapała u wyszła - wyglądała przy tym na lekko przestraszoną.
No i teraz się zastanawiam: poradzi sobie z wejściem sama, czy nie? Zostawić drzwiczki, czy zdjąć zanim wyjdę na dobrych kilka godzin?