Balbusia skończyła dzisiaj 5 lat!
Mam nadzieję, że dobrych i szczęśliwych
Fredziolino, dziękuję raz jeszcze za cudowną koteczkę
Z tej okazji będzie wieczorem tort rybny dla całej Czwórki
A ja odszukałam fragmenty blogu, którego już nie ma.
Jak to było z dokoceniem
Mysz pojednania - 19 październik 2005Kto ma ibuprom? Albo pistolet? Użyję w stosunku do siebie, albo do kotów, to już obojętne.
Wczoraj wróciliśmy z pracy późno, Jurek o wpół do szóstej, ja dwie godziny później. Koty teoretycznie budziły się (na dwóch różnych piętrach) z popołudniowej drzemki, coś tam Czitka fuknęła i wyszła do ogrodu. Wróciła punktualnie o dziesiątej, bo ma zegarek, w znakomitym nastroju na małe chrup chrup. I do kuchni. W kuchni Balbisia. Phhhhh....Dla rozładowania sytuacji bacznie im w kuchni towarzysząc, natychmiast rzucamy hasło" pod zlewem jest mysz, kto ją znajdzie? Obie zainteresowane, bo mysz tam rzeczywiście mieszka od dwóch tygodni.
Otwieramy szafkę podzlewozmywakową i kotki ruszają na penetrację zapominając o burczeniach i innych animozjach. Jest akcja "wspólne szukanie myszy". A zaglądanie za kubeł od śmieci, a do kubła, a między rury, no pełna mobilizacja. Ale myszy nie ma, to znaczy się nie pokazuje.
Ponieważ znakomicie nam idzie oswajanie kotek, idziemy za ciosem. Odsuwamy szafki, wymiatamy miotłą, w kółko powtarzamy albo gdzie jest mysz, albo kto znajdzie mysz, albo tu też myszy nie ma.....Jest już 22.30.
W końcu mamy dosyć, mysz pewnie też, kotki nieburczące kręcą się po kuchni, bo przecież padło hasło, a my co?
Więc postanawiamy wystawić kubeł ze śmieciami na środek kuchni i dokonać analizy jego zawartości.Na kolanach, my zmęczeni po pracy niepoważni całkiem ludzie, rozkładamy wielkie gazety i wyjmujemy powoli a to papiery, a to słoiki,resztki jedzenia, stary chleb.....W kuchni coraz ładniej. Kotki siedzą przy tym papierze i mają wielkie oczy, bo może będzie mysz? Jak Czitka mówiła, że w kuble, to w kuble!
I rzeczywiście jest!!!!! A jaka śliczna, wypasiona, futerko lśniące, oczka jak koraliczki! Bidulka znieruchomiała, a Czitka w sekundę mysz haps! i w nogi!
A gdzie? Do przyziemia, czyli po kamiennych schodach piętro niżej, tam, gdzie nigdy Balbisi nie można było schodzić, bo schody strome i straszne!
Ja za Czitką w te pędy ratować myszkę, bo jest naszym domownikiem, za mną z ogonem do góry Balbisia, za Balbisią z reflektorem Jurek celem odnalezienia myszy, która z pewnością Czitusi zwiała. I rzeczywiście, siedzi Czitka przed kupą rzeczy do prania z mina nieszczęśliwą, bo myszka uciekła!
Balbisia na pomoc. Przerzucamy wszystkie rzeczy i od nowa: gdzie myszka, oj, myszka uciekła, a może tu, a może tam...... Proces pedagogiczny postępuje, kotki szukają myszy z wielkim zapałem. Nagle Balbisia znika i hyc, hyc, po schodach na górę do mieszkania. I za sekundę wraca ze swoją myszką w pyszczku, czyli papierkiem szeleszczącym do zabawy i podrzuca go przed Czitusi nosem! Dochodzi wpół do dwunastej. Staramy się koty położyć spać( osobno) i tu następuje akt drugi o którym w osobnej części, nie wspominając o części trzeciej, która nam się wydarzyła właśnie teraz.
Kaaaawyyyyyyy!!!!!
Dzień później:
Balbisia zwierz łowny, czyli niespodziewany powrót myszy
Czas biegnie jak osiem kocich łapek i po prostu nie nadążam nad rozwojem wypadków. Ale powolutku.
Noc po szukaniu myszki była jedną z upiorniejszych w ramach moich kocich doświadczeń. Ciszę nocną zarządziliśmy w okolicach 24-tej, Czitka u mnie, Balbisia na saloonach, Jurek zapadł pierwszy w sen błogosławiony w pokoju obok. Nagle, prawie już zasypiającej Czitce przypomniało się, że może należy tej myszy piętro niżej doszukać. Miauuuuu..., otwierać drzwi! Dobra, wstaję. Budzi się Balbisia, że ona też. Szukanie myszy. Nie ma. Nie ma też mowy o zamknięciu drzwi do mojego spania. Balbisia pakuje się do łóżka. Czitka burczy, bo to jej łóżko. Chowam Balbisię pod kołdrę przed Czitusią. Duża łazi po kołdrze i knuje. Mała zaczyna pod kołdrą chrupać chrupki dla dużych kotów. Czitka wstaje i idzie za to wyjeść jej Royalki dla maluszków. Wstaje Balbisia i idzie siu....do kuwety Czitki. Czitka włazi do łóżka i burczy. Zabieram małą i wrzucam Jurkowi pod kołdrę. Zasypia na chwilę, ale chrapanie wypędza ją do mnie. Włazi do Czitki na okno. Czitka włazi tłukąc się do szafy..., nie dosyć, powiem tyle, że świta.....
Jakoś przesypiamy dwie godziny w konfiguracji: ja w łóżku, na kołdrze Balbinka, na oknie Czitka. Uffff......
Wstajemy, budzik. Czitka do piwnicy szukać myszy. Balbinka za nią. Ja mam w nosie, zbieram się przewracając o własne nogi do pracy, otwieram szafę, na dole cztery szuflady. Wyciągam pierwszą. Wpada z dołu Czitka i cała się w tej szufladzie zanurza, szuka myszy....?
Za nią Balbisia. Też szuka. Jaka mysz? Na górze? Inna mysz? Za chwilę chyba podzielę los króla Popiela.
Już mam dosyć, idę do drugiego pokoju, niech się dzieje, co chce.
I wtedy.........wybiega z sypialni Balbisia podskakując okropnie, z ogonem we wszystkie paragrafy świata z .....myszą w mordce!!!!!! Malutka, trzymiesięczna koteczka ucieka co sił w łapkach z myszką, której pół nie wiem w jaki sposób mieści się w pyszczku, a pół, czyli brzuszek, tylne łapki i ogonek dynda i błaga o pomoc!!!!! W progu pokoju siedzi Czitka i spokojnie się wszystkiemu przygląda! Taka napuszona i dumna!
Zaraz, nic nie zrozumiałam. Szok. O co chodziło? Ano o to, że Czitusia dopadła tę myszkę na dole, przyniosła na górę, wsadziła do szuflady i pozwoliła Balbisi upolować!!!!!
Moje kochane kotki!
A, jeżeli chodzi o myszkę, to uratowana! Zabrałam ją z paszczy tego małego potwora i oswobodziłam wpuszczając ponownie do ogrodu....
Balbusia dzisiaj

Sto lat, Malutka

!