Jest źle.
Dziś w nocy spaliśmy jak zwykle we czwórkę - w tym panowie przy mojej głowie. Ruszyłam sie, musiałam dotknąć jaśnie pana dresiarza, a ten zaczął nawalać Pędzla. Nie mogłam ich rozdzielić. Pół nocy mam zarwane, bo musiałam pilnować, żeby nie było wiecej ataków. Nie mam pojęcia co się stało, ale Franek cały czas chce atakować Pędzla. Ten jest przerażony.
Na szczęscie jakoś sika. Ale strasznie się boję. Nie zacznę przecież izolowac któregoś z nich na noc, bo się może pogorszyć.
I boję się siebie, swoich reakcji, bo w nocy tak się wściekłam na Franka, że autentycznie miałam ochotę wystawić go za drzwi.
Teraz Kaliszek schował się w swojej budce, a Franek, ten drechu wstrętny, usiadł na niej i ją ... barankuje. Nie wiem o co chodzi, widzę że Pędzel jest cały czas przerażony.
Myślę o kupnie feliwaya, tylko czy to coś da? W tej chwili obaj są na relanium, Pędzel ze względu na idiopatyczne zapalenie pęcherza; Franek żeby się uspokoił, odważył i wyciszył. Odważył tak, ale wyciszył... matko boska. Franio w zasadzie jest już na etapie powolnego zmniejszania dawki i miałam nadzieję, że niebawem przestaniemy dawać. Pewnie przestaniemy i tak, skoro efekt jest jaki jest. Ale nie mogę pozwolić na to by Pędzelkowi działa się krzywda.
Muszę znaleźć rozwiązanie, bo inaczej słowo daje, w końcu oddam tego %$%^&^$$!
Edit: literówki, no i tylko chciałam dodać, że Franio jest moim ukochanym, pierworodnym oczkiem w głowie i tak na poważnie to nie wyobrażam sobie tego domu bez niego... ale boję się że w końcu zabraknie mi siły...
