NO i w tym roku chyba nie pojawimy się na imprezie wykopaliskowej jednak.
A już wszystko było z TŻ-tem obgadane, nawet sprawdzał sam dojazd PKP do podanego miejsca i dupa.

Wczoraj w trybie pilnym wiozłam moją 16 latkę Zeskę na operację, miała usuwany nowotwór z listwy mlecznej. Od jakiegoś czasu miała taki jak groszek guzek, ale ze względu na wiek miałam tylko obserwować. I obserwowałam, ale od 2 tygodni zaczął dosyć szybko rosnąć i zdecydowaliśmy się, że jednak go usuniemy. Jak na swój wiek jest w dosyć dobrej formie więc na razie rokowania są pozytywne, ale wiadomo czekamy na wyniki z histo. W dodatku ja sobie zafundowałam kleszcza i stan zapalny i jestem już 3 tydzień na antybiotykach z zakazem wyłażenia na słońce

(dobrze, że jak na razie mało go więc spokojnie sobie do pracy chadzam).
A z tymi koteczkami staruszkami to jest jazda - najpierw stres, że operacji nie przeżyje, a po operacji w ekspresowym tempie dochodzi do siebie, nie da sobie kubraczka założyć, mnie jak trędowatą traktuje i dotknąć się nie da. Ale jak wróciliśmy to prawie od drzwi wydziera się dawać żreć, bo od doby nie jadałam.

Po dwóch godzinach się ugięłam i po troszeczku zaczęłam karmić, a panienka zżerała wszystko w tempie ekspresowym i nawet żadnej oznaki wymiotów nie miała

. Za to ja stresa jak cholera
