Oj tam, oj tam. Co to jest parę linków w obliczu tych fysięcy postów z kciukami, dzieńdoberkami, jutropiątkami, znowuponiedziałkami i innymi bez treści, sygnalizującymi, że po prostu jesteśmy?
Dawaj te linki, bo ja dziś miałam poczynić pasztet z selera, z przepisu dziewczyny z miau zresztą, ale po remoncie za nic nie mogę znaleźć żadnej blachy do pieczenia.

W końcu pożyczyłam od sąsiadki i zrobię jutro.
Ponieważ nie lubię, gotuję najprościej jak się da, na szczęście Teżet jest wielbicielem makaronów, do tego sosy warzywne różniste i po krzyku. Jajka tu na forum kupujemy, albo z jedynką, bo jesteśmy przeciwni nie tylko wielkoprzemysłowym hodowlom i rzeźniom, ale też i obozom koncentracyjnym dla kur niosek, kto widział, ten wie, o czym mowa.
Johaśka, bardzo polecam kotlety z selera, skoro z soi nie lubisz.
Przeklejam przepis z forum winiarskiego, bo tam kiedyś go podawałam.
Zaznaczam, nie lubiłam dotąd selera. Jeść, bo wąchać pasjami. Ale jeść...? Błe. A tu proszę, przepis na naprawdę rewelacyjne kotlety z selera. Robię je już po raz trzeci w ciągu ostatnich dwóch miesięcy a to u mnie naprawdę o czymś świadczy!
Przepis pochodzi generalnie z forum pani Krystyny Jandy, na które to forum wpadłam przypadkiem. Dział kulinarny mają niezły, reszty nie czytałam. Przepis wpleciony jest w całą kolację walentynkową, czy coś takiego, podaję go zmodyfikowanego.
Potrzebujemy:
spory seler odpowiedniej urody
litr mleka dowolnej tłustości - może być mleko sojowe dla wegan.
dużo warzywnych rosołków, albo vegety
panierka standard (mąka, jajka, bułka tarta)
Seler obieramy i kroimy w plastry powiedzmy dwucentymetrowe. Zagrzewamy mleko z duuuużą ilością rosołków albo vegety. Oczywiście bez przesady, to ma być słone, ale zjadliwe, to mleko. Wkładamy plastry selera i gotujemy aż będą w miarę miękkie. Odstawiamy i pozwalamy temu wystygnąć w spokoju, nie wyjmując selera z mleka.
Zimne plastry wyciągamy i nie odciekając zbytnio obtaczamy w mące, jajku i bułce tartej i smażymy na oleju.
Słowo dają, jak nie znosiłam selerów, tak tych kotletów jestem fanką. :big:
Kotlety zeżarte, ale wszak pozostało nam słone, rosołkowe mleko. Nie będziemy go wylewać, co to, to nie. Nie jesteśmy rozrzutni.

Dolewamy do mleka wody i gotujemy w tym kawałki kalafiora, osobno robimy beszamel i łączymy wszystko razem, osiągając doskonały kalafiorowy sos do makaronu albo ryżu. Brokuł też jest dobry, a może nawet lepszy...
Edit - właściwie gotujemy w tym co chcemy. Możemy też użyć blendera i sos zmiksować.