mziel52 pisze:Ja na szczepienie wołam wetkę do domu. Odrobaczam i ważę osobiście. W sumie na wożenie taxi moich kotów wydałabym więcej niż na przyjazd weta. A brak stresu - bezcenny
Chętnie bym odrobaczała osobiście, ale:
1. Pancuś to łagodny olbrzym, ale szczęki ma potężne i zębiska wielgachne. Owszem, jest łagodny, bo my w stosunku do niego łagodni jesteśmy. Jednak wciskanie piguły do pysia mógłby uznać za nieuzasadnione okrucieństwo, a mnie moje palce jeszcze miłe.
2. Oliwka to niepoczytalna histeryczka, więc różne rzeczy mogą się wydarzyć (zresztą wydarzyły się).
3. Wedelek jest w takim samym stopniu miziasty, co nieobsługiwalny.
4. Gabi jest tak malutka i krucha, że bałabym się wciskać jej lekarstwo do pyszczusia.
W zasadzie mogłabym osobiście odrobaczyć Lili, która w każdą sobotę i niedzielę dostaje swoje porcje potasu i jest przyzwyczajona do podawania lekarstw do pysia. Mogłabym też zaryzykować z Filusiem, któremu bez problemów obcinam pazurki. Jednak akurat Filuś absolutnie nie stresuje się wizytą u weta. Zwiedza teren, szuka czegoś dobrego do zjedzenia, zagląda do biurka i do szafek. Jest wyluzowany i bardzo zainteresowany nowym otoczeniem.