Przeżyliśmy dzisiaj chwile grozy.
To, że Benkowi się pogorszyło to pikuś.
Pojechałam do lecznicy po leki dla innych kotów.
Już kiedy byłam w drodze zadzwoniła mama, że Benek jednak bardzo źle się czuje i jest umierający.
Nie, nie zawróciłam, mama go wzięła.
Kupiłam baterię leków, na 10 kotów z ostrymi objawami plus na wszelki wypadek test na panleukopenię. Zaczekałam.
Dojechała mama, Benek został zbadany, założony wenflon, i na wszelki wypadek pobrana krew na morfologię.Jeszcze lekarka wahała się, czy badać tę krew, czy sobie odpuścić. Powiedziałam, że skoro już ja mamy, to nie zaszkodzi zbadać.
Leukocyty wyszły na poziomie 2,5 tys., wszystkie pozostałe parametry także mocno obniżone. Od razu przeprowadziliśmy test, ale wyszedł negatywny (a jakie długie było to 5 minut).
Do domu wróciłam umęczona, grubo po 22.
W domu nowa tymczaska awanturowała się o to, żeby wleźć na kolana. Ok, wzięłam, pomiziałam, zaszczepiłam przy okazji. Odstawiłam na łóżko. Panna chwilę posiedziała... i poszła położyć się w klatce

.
Grzeczna kicia teraz cicho siedzi

. Mam nadzieję, że równie cicho będzie w nocy, bo inaczej chyba obedrę ze skóry
