» Wto lut 26, 2008 20:41
Nie wiem jak długo trwało, zanim moi porywacze obudzili się, ale sądząc z mrowienia w łapach musiał już zapaść zmierzch.
- Skocz no który do wsi po łopatę – warknął bladooki
- Ręka mnie boli – burknął nieogolony, a rudy chyba odwrócił się na drugi bok, bo zaszeleściła trawa.
Pociągnąłem zębami kawałek sznurka i wysunąłem na zewnątrz łapę.
Otwór zrobił się na tyle duży, że mogłem co nieco zobaczyć.
Bladooki wstał, zachwiał się i czubkiem buta trącił rudego, który zasnął już na dobre i nawet zaczął pochrapywać.
- Pójdziesz do wsi po łopatę – powtórzył bladooki.
- A na co szanownemu panu łopata ? - rozległ się z mroku uprzejmy głos.
Bladooki znieruchomiał.
Na polanę wsunęła się wysoka, chuda postać okryta długim płaszczem.
- A dół muszę wykopać – warknął bladooki.
- Dół…a, to poważna sprawa taki dół – powtórzył nieznajomy. – Ciężka, męcząca robota, zwłaszcza, że dół zwykle bywa głęboki.
- Ten do samego piekła ma być – wyrwało się nieogolonemu.
- Zgadza się – przytaknął rudy, który nagle się obudził.
- Do piekła…- nieznajomy poprawił śmieszny kapelusik. – A wie pan co ? Nawet chętnie panu pomogę…ale poco panu taki dół ?
- Kota chce zakopać – wyjaśnił nieogolony.
- Ach, tak, rzeczywiście, słyszałem – uśmiechnął się nieznajomy, a jego oczy błysnęły zupełnie jak u kota.
- Od kogo ? - bladooki obrzucił towarzyszy nieufnym spojrzeniem.
- A, nieważne , mówi się tu i tam…- nieznajomy lekceważąco machnął ręką i przestąpił z nogi na nogę.
Zauważyłem, że na jednej z nóg nosił dziwny, ciężki but.
- Ale zanim zabierzemy się do roboty proponuję – błysnął białymi zębami – cos na pokrzepienie…
- Co ? – zawołali chórem rudy i nieogolony.
- A…piwko w gospodzie – odparł właściciel dziwnego buta. – Może być ?
- Teraz ? – zapytał rudy.
- Do gospody daleko – stwierdził nieogolony.
Nieznajomy uśmiechnął się.
- Jakże to „ daleko ” ? – zdziwił się i wskazał palcem błyskające w oddali światełko.
- A przecie to środek lasu ! - zawołał rudy.
- Jaki tam środek – parsknął nieznajomy. Podniósł z ziemi plecak zatarł dłonie. – Pójdziemy na skuskę.
Bladooki zawahał się, ale widząc, że jego dwu towarzyszy już powzięło decyzję postąpił krok do przodu.
- O nie – rzekł nieznajomy. – Pójdę przodem, tyle tu gałęzi, odgarnąć trzeba…Jakbym mógł dopuścić, żeby która panów szanownych w pysk… znaczy się w twarz walnęła…
Przysunąłem nos do otworu i pochwyciłem mokry, duszący zapach błota.
Na skraju leśnej łąki nieznajomy zatrzymał się.
- A teraz panowie przodem…- uśmiechnął się.
- A to czemu tak ? – zapytał nieogolony.
- No, a jakżeby inaczej ? – nieznajomy lekko się zirytował.- Zaprosiłem was, gośćmi moimi jesteście…za nami las, a w lesie…
- W lesie różne szkarady się plenią – dokończył rudy.- Strzygonie, dusiołki…
- Błotne Licho – podpowiedział uprzejmie nieznajomy.
- A najgorszy to Srala, diabeł chłopski – rozgadał się nieogolony. – Na gębie paskudny…
- No proszę, proszę…- cmoknął nieznajomy.
Wysunąłem z plecaka głowę i rozejrzałem się dookoła.
- Ta paskuda ludzi na bagna prowadzi, że niby to…
- Do gospody ! – wykrzyknął z rozbawieniem nieznajomy i aż klepnął się po kolanach.
Pod nogami idących coś zabulgotało.
- Coś tu mokro – zauważył bladooki.
- Mokro, zaraz tam mokro – prychnął nieznajomy. – Deszcz dwa tygodnie padał, to i musi być mokro…
W trawie cos poruszyło się i z błota wylazła ogromna, czarna żaba. Chlapiąc wokół czarnym, tłustym błotem znikła w mroku.
W ciemności zakołysał się błękitny płomyk, żaba zarechotała, a z głębi lasu odpowiedział jej jakiś nocny ptak.
Nieznajomy spojrzał w niebo, gdzie zza ciemnej chmury wyjrzała srebrna twarz księżyca.
- Powiadają, że szpetny…- nieznajomy zdjął z głowy kapelusik i ujrzałem dwa sterczące rogi. –Nieogolony wrzasnął i uskoczył w bok. Błoto z głośnym mlaśnięciem zamknęło się dokoła jego nogi.
Kępa trawy ugięła się podejrzanie.
- Na bagnie my są ! – wrzasnął opryszek.
Bladooki zatrzymał się. Wysunął nogę i dotknął lśniącej powierzchni. Błoto natychmiast okleiło się wokół jego buta .
- I tu się chyba pożegnamy – rzekł wesoło nieznajomy, podskoczył, wierzgnął, zrzucił buty i powiewając płaszczem, z kępy na kępę przedostał się na skraj bagniska. Za nim, w niezdarnych podskokach podążyła czarna żaba.
- A…nasze piwo ? – wrzasnął z pretensją w głosie nieogolony.
- Piwa samiście sobie nawarzyli – wesoło odkrzyknął nieznajomy. – Teraz pijcie do woli…
Postawił plecak na ziemi i pomógł mi wyjść na zewnątrz.
- To im chyba wystarczy – powiedział, strzelił ogonem jak z bicza i zniknął.
Zamrugałem oczyma.
Czarna żaba zarechotała i dała nurka w wodę.
Wycofałem się w głąb lasu, do miejsca, w którym nie pachniało wilgocią. Dokoła panowała cisza jedynie ze środka bagna dobiegały przekleństwa i okrzyki wściekłości.
Wspiąłem się na najbliższe drzewo i skuliłem się na gałęzi.
Bowiem pomimo, że czuwał nade mną ktoś niewidzialny nie miałem wcale ochoty na spotkania z innymi mieszkańcami lasu….”

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!