Dzień koszmar
Wstałam sobie leniwie około 10, nie zostałam obudzona śniadankiem, więc dzień już zaczął się średnio
No cóż, sama sobie zrobiłam śniadanko i zawlokłam do łóżeczka. Juz o mniej więcej 11.15 zaskoczył mnie kolega, który miał przyjść najwcześniej o 12

no trudno musiał sobie poczekać, aż się ubiorę i przystosuję do życia.
A później moje trzy panny do weta na kolejne zwalczanie grzyba. W mieście korki, w samochodzie natomiast płacz i wycie. i tak mniej więcej 40 minut w jedna stronę i 40 w drugą
Wszystkie dostały zastrzyk, następny za 3 tygodnie.
Ale z Ryśką w poniedziałek bo w buzi bardzo brzydko. Ryśka dostaje 2 razy dziennie tabletki i raz dziennie zastrzyk. Terapia homeopatyczna, po raz pierwszy w życiu dałam się przekonać do samodzielnego robienia zastrzyków. Jakoś się robią.
Dracul będzie dostawał pastylki - 1/4 przy każdym posiłku, po tygodniu podawania zbadamy cukier i zobaczymy. Wzięłam też suche dla cukrzyków, trudno, od dzisiaj tylko takie będzie stało w miseczce. Ponieważ Putita jest starszą panią, a dziewczyny i tak są za grube, to ponoć nic im się nie stanie jak to będą jadły.
Dracul oczywiście nadal w stresie. Szykowaliśmy się do weta z dziewczynami nasikał, po przyjsciu od weta w drzwiach powitała nas nowa kałużka - zaznaczył swoją frustrację. Później uciekał przede mną nieszczęsny - tak sobie na wszelki wypadek. Złapany i pogłaskany skumał, że on nigdzie nie jedzie. Nasikał juz zupełnie spokojnie (tym razem pod garderobą) a teraz niszczy mi metodycznie torbe od laptopa ostrząc sobie pazury. Pazury, co ja mowię

szpony. Bo w ramach bezstresowego zycia, jako jedyny ma darowane obcinanie paznokci.