Pięć lat u kota domowego to jeszcze nie tak melancholijne, Maruda został oceniony na około ośmiu ale po zamieszkaniu w domu stracił całą melancholię, obrał za kompana niespełna dwuletniego smarka Alberta i często kot(ł)ują się i latają po ścianach bez opamiętania. Wylewają co się da wylać, zrzucają co się da zrzucić a firanki to już od tygodnia nie zawiesiłem - bo i po co? Nudzi mnie powtarzanie tych samych czynności.
Trochę martwi mnie Odiś - ale cóż, on jest stoik i koci filozof. Nie włącza się. Dopiero jak któraś z latających burych torped wpadnie bezpośrednio na niego i przeszkodzi mu w kontemplacji świata, to skrzeknie okropnie, strzeli z łapy i tyle. Burasy na chwilę siadają i myślą "Kurde co to było? Kometa?". A dalej od nowa.
