» Nie lis 23, 2008 11:04
No to już oficjalnie: nie znoszę kotów.
Zwłaszcza nocą.
Akcja o 6 rano - Straszny Dziadunio dorwał wodę w garze i obudziły mnie dźwięki, jakbym znajdowała się na frachtowcu pełnomorskim, daaaaleko od brzegu - chlupot fal, tylko mew brakło. Wstałam, wytarłam łapki Wesołego Staruszka, posprzątałam wodę, zagroziłam karami kuśnierskimi, jak się jeszcze coś wydarzy i walnęłam się spać dalej. Budzik miałam na 7.45, bo miałam wczoraj ambitne plany zawodowe.
O 7, jeszcze ciemno, obudził mnie potworny, ale to potworny hałas. Poleciałam do kuchni, zwaliły rzeczy z parapetu kuchennego, na to, co stało na szafce. Poleciały butelki z oliwą, sosami i innymi takimi, na zielonej podłodze rozlewała sie złowrogo ciemnobrunatna plama, ale szczęśliwie zapach powiedział mi, że to nie kocia krew.
To było ćwierć litra octu balsamicznego, w nowiutkiej butelce. Bardzo wydajne, dwie rolki papierowych ręczników poszły na zebranie tego. Zapach w domu - bezcenny, trochę zabiło koci mocz.
Jak się położyłam znowu spać, wiedząc już, że budzik zapewne oleję, usłyszałam, że ktoś wymiotuje w kuchni. Ale szczerze mówiąc, olałam to bez trudu, posprzątałam, jak się w końcu obudziłam.
Teraz czekają mnie duże porządki i zaplanowanie, jak zemścić się na kotach.
Jestem wykończona tą nocą.
Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, oni żują pszczoły.