MMS wieczór od Grażynki: Bury przyszedł, ale zobacz jak wygląda. Jakaś rana na boku, pyszczek chyba spuchnięty, jak stoi nad miską to się chwieje. Wszedł do budy, pcha się sam pod ręce. Przyjedź, zobacz.
Jadę.
Otwieram okno, od razu z budy wychodzi Buras - chudy, z opuchniętą głową, śmierdzący. I wcale nie protestuje, kiedy wkładam go do klatki. Wylizuje co dostał na misce, trochę jęczy ale zostaje na noc na poduszce w klatce, na korytarzu.
Rado korytarz śmierdzi, kot śpi zwinęty w kłebek. Jedziemy do lecznicy. Po drodze próbuję dodzwonić się do Ochrony Środowiska, ale widać u nich urlopy. Na Straż nawet nie dzwonię, do niewidomej kotki przyszło na piechotę dwóch strażników, bez klatki i pomysłu, jak ją złapać. Gdyby nie moja klatka i samochód to nie wiem, co by wymyślili.
Został w lecznicy na badaniach, trzeba dać kroplówkę, bo tragicznie odwodniony.
Kciuki potrzebne. Oby testy nie wykazały białaczki.
