Maluchy już w domu oporządzone.
Sraczkę miały prawdopodobnie... przeze mnie. Przekarmiłam. Nie zauważyłam proporcji i z dobrego serca wykończyłabym maluszki. A mówiłam, żeby nie dawać mi pod opiekę smarków? Mówiłam? Nikt mnie nie słuchał. Ostatni raz zajmowałam się takimi srajdami jakieś 6 lat temu (o ile dobrze pamiętam).
Ok, teraz są na intestinalu (4 łyżki stołowe na głowę dziennie

). Ale przez tę sraczkę nie zostały zaszczepione, dostały antybiotyk. Wetka na podstawie rozmiarów biegunki nawet test na pp zrobiła

Teraz to ja już sama widzę, że koteczki raczej nie są śmiertelnie chore

Po powrocie do domu dostały porcję swojego żarcia, pojadły, popiły, teraz mordują myszki. Pięknie się bawią zabawkami i same ze sobą. Futerka umyte, oczka śliczne. No tylko brać

Ktoś chce?
Testy na wirusówki ujemne, robali chwilowo w kupach nie widać, ale nie mam nadziei, że ten stan potrwa dłużej. Myślę, że już jutro zaczną emigrować z drobnych ciałek maluchów. Muszę mówić, jaka jestem podekscytowana?
Smarki mają około 3,5 miesiąca, czarny jest chłopczykiem. Jak skończy się sraczka, będziemy się szczepić. Czyli pod koniec tygodnia.
Mają już czipa. Ale nie pozwoliłam wpisać do rejestru swoich danych. Nie nie nie. Aż taka głupia, żeby kusić los, nie jestem. Niech sobie opiekunowie podają swoje dane
Debi jako jedyna spośród mojego stada czuje, co się święci. Trzyma wartę przy drzwiach łazienki.