
przebłagałam TŻta, objaśniłam plan działania. Trochę się jeszcze boczył no ale co zrobić. Załatwione. Poza tym był wieczór TŻ chory, 38,5 stopnia, źle się czuje, bardzo źle. Ancymon też przestraszony trochę chodzi, do TŻ się nie zbliża tzn. TŻ na niego nakrzyczał strasznie i rzucił za uciekinierem pustą butelką, Ancymon wlazł pod łóżko i nie wychodził. Po 2 godzinach sama wyciągnęłam kota, no bo ile można, jeszcze mi kot traumy dostanie. Ynteligent taki wie, że przeskrobał. No to Nysiek łazi za mną. Staram się być trochę bardziej ostra i jednocześnie załagodzić stosunki między chłopakami. Przychodzę do TŻ siada na łóżku od strony ściany, rozmawiam o planie działania z Ptyśkiem, jest coraz lepiej. Ostrożnie wołam Winowajcę. Winowajca przeskakuje przez TŻ, który tylko warczy gniewnie, żeby się nie zbliżał i pakuje się na mnie. Mimo wszystko sukces, chłopaki w jednym łóżku. Ancymon już lepiej się zachowuje, humor wraca. Ufff idę, Ancymon idzie za mną. Spoko loko. Wracam znów do TŻ u którego gorączka się nasila. Uśmiecham się i nagle zaczynam widzieć świat w zwolnionych klatkach. Ancymon wyskakuje jak filip z konopii i całą swoją masą powiększoną o rozpęd (nie jestem najlepsza z fizyki ale na pewno jest na to jakiś dobry wzór) wskakuje na brzuch niespodziewającego się TŻ. Słyszę uff, Ancymon wydaje się zaskoczony, nie wytrzymuję wybucham histerycznym śmiechem.
A rano spokój i sielanka, Ancy w doskonałym nastroju, biega i skacze. Atakuje mnie tzn. podbiega i lekko uderza łapą, biega jak wściekła fryga. Jak widać słońce i na niego dobrze działa. Trochę biegam z nim ale jakoś nie jestem najlepszym towarzyszem zabaw. No to co robić? Idę robić śniadanie. Kroję, robię serek, ustawiam talerzyki na których kładę podstawki na jajko na miękko... domyślacie się już? Ancy biega, skacze, czasem za nim podgonię. Bo tak to już jest, że taka fajna to nie jestem ale jak mogłabym nie okazywać należytego zainteresowania Panu Nysiowi? Wracam do śniadania, przeskakuję pomiędzy blatami... i znów jak na zwolnionym tempie widzę co się dzieje. Wiem co się wydarzy ale jakoś nie mam pomysłu jak temu przeciwdziałać Rozbawiony Bury wskakuje na blat, sekundę później na ziemi ląduje talerz, podstawka do jajka tłucze się w drobny mak, szczypiorek rozwala po całej podłodze. Ancymon tylko spojrzał na mnie. Zeskoczył z gracją i wyraźnie przejęty położył się na kartonie od pizzy. No w sumie... dzień jak co dzień. Z tą różnicą, że to zazwyczaj ja wszystko tłukę.
/PS panikuję przed jutrem, już wymyśliłam przynajmniej 5 chorób, co jedna to gorsza. Wścieklizna selektywna też jest brana pod uwagę/