Chciałem wczoraj zbadać kotom mocz. Tak sobie, rutynowo.
Rano zdjąłem obudowę z kuwety, zawołałem Dorinkę, przyszła, zajrzała do kuwety, grzebnęła łapką, kucnęła i siknęła. Grzeczna kicia.
Zawołałem Herę, przyszła, popatrzyła i poszła sobie.
No dobrze. Pojechałem do przychodni, zawiozłem siuśki Dorinki, wróciłem do domu. Sprawdzam czy Hera coś zrobiła - nic nie zrobiła. To dobrze. Będę cierpliwy i poczekam.
Usiadłem przy kuwecie. Przyszła Hera, położyła mi się na kolana i zasnęła
Gdy juz zdrętwiałem wstawiłem Herę do kuwety. "Czyś ty zgłupiał?" powiedziały jej oczy i poszła sobie.
No i dobrze - zjadłem obiad.
Po obiedzie - dyżur przy kuwecie, Hera śpi na moich kolanach. Zdrętwiałem, wstawiam Herę do kuwety - "odczep się ode mnie"
Godzina 19:00. Siku nie ma. Dłużej polować nie warto, bo o tej porze chyba już nie zawiozą moczu do laboratorium.
Godzina 19:20. Hera: "idę siku!"
Dzisiaj rano myślałem, że Hera będzie postępowac tak jak wczoraj, więc spokojnie zająłem się swoją toaletą, a tu nagle szur-szur-szur Hera kopie w kuwecie!
Szczęśliwie miałem pod ręką zbiorniczek i zdążyłem podstawić go kici pod ogon
Czyż koty nie są złośliwe?
