Można, Ciotki, można... nawet TRZEBA

Mam tylko nadzieję, że nie zaburzę Waszego poczucia estetyki, bo dziś będzie autentyczny
news z dupy, czyli rzecz o biegunce kota
Wybrałam się wczoraj do lecznicy z pakietem kotów. Otóż na salę tortur wjechali następująco: Furcik, Yamaha oraz Dr Watson.
Zacznę od końca, ponieważ sprawa Dr Watsona bez echa przejść nie może. Jak sama nazwa wskazuje tenże kot powinien od wejścia nawiązać nic porozumienia z lekarzem, jako bratnia dusza,
c'nie? W sumie Watson pojechał z nami li tylko w celu zajrzenia mu do ucha, bo coś podejrzanie się drapał. Niestety w efekcie rozmów z lekarzem zapadła decyzja żeby Watsonowi do dupy zajrzeć, bo może ma kłopot osobisty z opróżnianiem zatok odbytowych (Watson wybacz, że omawiam publicznie tak intymne szczegóły naszego pożycia). Nooo, muszę przyznać, że porozumienie wewnątrzbranżowe nie zadziałało, co jednak mało mnie dziwi, też bym niespecjalnie przyjaźniła się z kimś kto mi...... dobra, pozostawiam to Waszej inwencji twórczej. Na szczęście okazało się, że problem Watsona ma zgoła inne podłoże.
Bedziem się traktować probiotykami póki co. Zostałam obsyczana, opluta i obkołtuniona przez Watsona za karę, ponieważ pomagałam tej wstrętnej sadystycznie nastawionej do kota istocie zaglądać mu do dupy. Dodatkowo jak Watson usłyszał, że nie tu leży jego problem strzelił focha, że cierpiał bez medycznych wskazań i jest obrażony na mnie do chwili obecnej.
Furcik, jak historia szerszenia pokazywała, stosunek do lekarzy ma obojętny, no chyba, że gdzieś w okolicy żarcie leży, to się lubimy, a jakże! Zresztą przeżyć Furkota nijak do obrazy czci Watsona przyrównać nie można, ponieważ Furkot został zważony (o w mordę, prawie 6 kilo!), zaszczepiony i schowany do torby.
Yamaha standardowo rozkochała w sobie kolejnego weta, dała sobie zaaplikować zastrzyk w dupsko bez problemu, bo MIZIAJĄ jednocześnie
ołjeaaaahhhhh!!!!!. Tyle, gładko, lekko i przyjemnie, wracamy do domu,
riebiata
No i git, oprócz jednego malutkiego
niuansika. Wracamy sobie zadowoleni z dobrze wykonanego zadania, wchodzimy do domu.... od progu czuję, ze jest tak narobione, że nawet ja,
miszcz opisów nieestytycznych, nie umiem tegoż fetoru ubrać w słowa. Trudno, co robić, idę węszyć. Długo węszyć nie musiałam, ponieważ po pierwszej szykanie z kuchni do
saloonu ukazał
mię się obraz nędzy i rozpaczy. Ten cholerny dywan, o którym wspominam z rozrzewnieniem na wątku dla MEGAwkurzonych jest usiany kałużami w kolorze
klonowo-mahoniowym... miodzio! Skoro wszystkie cywilizowane zwierzęta były ze mną, a mój syn aż tak wybujałego poczucia humoru nie posiada, znaczy MIECIA!!!!!
No super, sprawca jest, i co z tego? Do weta, tak? No tak, tylko weź Mietkę złap do torby, wyjmij u weta, pomóż w badaniu, schowaj do torby i wróć do domu.... i przeżyj! Taaaa, jasne.
No ale kot chory.... co tu robić? Trzeba wołać weta do domu. Niech się
bidak sam naraża na śmierć, mi się całkiem dobrze żyje. Jak z natury jestem miła i przyjazna dla środowiska, tak teraz od razu pomyślałam o tym lekarzu od szerszenia. Co mi tam, dzwonię do lecznicy. Prawdopodobieństwo, ze trafię na tego lekarza niestety było dość małe, ale szansa jest zawsze przecież, nie? No i w totka powinnam zagrać, bo trafiłam, co się jednak okazało dopiero jak otworzyłam drzwi, Lekarz jak mnie zobaczył powiedział tylko
"o nie!" Na co ja ze stoickim spokojem poinformowałam, że "
nie, nie owady tylko sraczka u dzikiego kota"..... mój uśmiech pełen satysfakcji, jad sączący się z zębów jak u kobry i szatański błysk w oku musiały faceta dobić, siły nie ma. Ale podjął rękawicę, choć w pewnym momencie, nim przekroczył próg tak żebym mogła za nim zamknąć drzwi, widziałam, ze rozważa ucieczkę i pogrzebanie męskiej dumy.
Co on z Mietką robił w toalecie tego nie wiem, bo na szczęście tam się dwie osoby i szalejący dzikus nie zmieszczą, ale z odgłosów wynikało mi, że Mietka bez walki się nie podda. Pan doktor też nie..... jednak wykształceni ludzi też potrafią rzucić imponującą wiązanką w rodzimym języku. Wizyta trwała około 10 minut, pan doktor wyszedł z toalety w stanie wskazującym na przeżycia porównywalne do walki z aligatorem w pomieszczeniu podobnych rozmiarów. Zlany potem, z dzikim wzrokiem i fryzurą jak po spotkaniu z prądem. Nie zmienia to jednak faktu, że sobie poradził . Larwa została względnie osłuchana, zastrzyk zaaplikowany.
Doktór próbował zostawiać mi jakieś zalecenia, ale po słowach
"trzeba jej podawać..." ja przewróciłam się ze śmiechu i
przekulałam przez całe mieszkanie. Pan doktor odpuścił. Wymamrotał pod nosem, żeby dać znać czy jest poprawa, zainkasował kwotę jak za występy profesjonalnej grupy cyrkowej i opuścił moje domostwo, jakby trochę szybciej niż wskazują na to zasady etykiety. Na progu dorzucił, że czuł niestety że my się jeszcze spotkamy i oddalił się truchtem w stronę windy.
Mietka siedzi za sedesem, wkurzona bardziej niż zwykle, o ile to możliwe, a ja za każdym razem od wczoraj zastanawiam się czy wyjdę z toalety z w miarę kompletnym dupskiem. Choć nie miałabym nic na przeciwko gdyby mi szablą zmniejszyła tyłek o .... dajmy na to, dwa rozmiary
Amen
