Brak zmian też jest dobrą wiadomością, to prawda

Mgiełka przez ostatnie 3 tygodnie wcinała cosmę (oczywiście najmniejsze puszeczki), aż przytyła do 2900

Jest teraz bardziej mięciutka i puszysta.
Tylko coś przestała teraz jeść. TŻ się martwi. Powiedziałam, by dawał systematyczniej peritol (teraz dostaje 2 razy w tygodniu po 1/4). Chyba że ona znów czeka na "coś innego". Co jest efektem braku apetytu, a co grymaszenia, bądź tu mądry.
Wetka powiedziała, że gdyby nie nasz upór, Mgiełki by już nie było.
Ogromna zasługa wetek Ań, wsyćkich trzech

I samej Mgiełki.
Jestem mega wdzięczna TŻtowi, że chodzi cały czas do lecznicy 2x w tygodniu, wysiaduje po 2 godziny, czekając na wizytę. I że dba o małą.
I modlę się do Boga ludzkiego, i tego kociego, by jak najdłużej utrzymać obecny stan.
Reszta stada żyje sobie we względnej zgodzie. Poza Arusią, która tłucze się z Antkiem. Przylepie wciąż zdarza się zasikiwać mieszkanie, udręka. Ciekawe, że jak jestem w Łodzi, mniej ma tych wpadek.
Kitek, jak to Kitek. Pan obejścia. Zawsze czyściutki, wczoraj przylazł wysmolony, musiał w szopie na węgiel polować. Teraz śpi na swoim kocyku.