» Pt maja 24, 2013 13:30
Re: Mokate, Norbi, Magnolia i inne KOTY (i nie tylko) WALCZĄ
Magnolia znowu kaszle (kłaki) - już mi ręce opadają. Udało mi się zamówić taką trawkę jak miała Mokate (z Holandii - 42 zł z przesyłką, ale będzie gdzieś za 2-4 tygodnie): ostatnia nadzieja w tym wynalazku, który najbardziej przypomina dziką trawę z ogrodu /ogródka nie mam, a wszystkie okoliczne trawniki tak obsikane i obsrane przez psy, żebym musiała chyba tę trawę w domestosie wymyć albo virkonie/. Mokate codziennie przed śniadaniem skubała odrobinę trawy - dopiero jak była mocno chora, to nie skubała i wtedy pierwszy raz widziałam zwracanie kłaczków (w sumie kilka sztuk i dużo śliny).
Biedna Magnolka z tymi kłakami... co tydzień to samo - kaszel od czwartku, siadanie apetytu i humoru koło piątku /a dzisiaj pogoda - zimno i deszcz - to jeszcze wzmacnia/, wymiot w sobotę, od niedzieli znowu dobrze. Ale ona nie wywala takich wysuszonych pilobezoarów tylko takie luźne kłaki w objętości łyżki od zupy ze śliną (o ile głodna) lub jedzeniem - widać nawet małą ilość drażni jej mocno żołądek, a jak będzie tak miała non stop, to się jeszcze wrzodów nabawi (a taki nerwusek to tym bardziej). Czesać próbowałam, ale nic nie zostaje nawet na bardzo gęstym grzebieniu czy szczotce: ona cały dzień i noc się myje na bieżąco, więc dorwanie pojedynczych kłaków przy czesaniu to nie lada wyczyn.
GrasBits nie przechodzi nawet w serku; spróbowałam więc zmielić siemię lniane i rozmieszałam 1/3 łyżeczki z łyżeczką białego tłustego sera /można też z masłem/: wąchała, myślała, ale w końcu zjadła wszystko (jak coś nie przejdzie w serku, to w karmie tym bardziej - sprawdzałam wiele razy) - może jej to przyniesie ulgę (ponoć równie skuteczne jak odkłaczacz, ale naturalne i w przeciwieństwie do parafiny całkowicie bezpieczne, a do tego nie zmniejsza wchłaniania na jakieś 24h od podania - nie wiem na ile pomoże, ale to przynajmniej po dobroci zjadła).
Już wiem, że saszetki w galaretce są jadalne (aczkolwiek w sosiku lepsze - głupia Duża się pomyliła i kotuś cierpi katusze nad miską), ale kurczak pójdzie "dla potrzebujących", bo pomimo, że jadalna, to zgodnie z przewidywaniami: mała domieszka kuraka może być, ale jak jest głównym składnikiem, to zje, a trochę później rozesranie w kuwecie - nieważne jakiego rodzaju karma czy gotowana kura i gdzie kupiona. Czyli wiem, że wszystko może być w żarełku, byle nie kurak. A i tak najlepszy indyk, dziczyzna, kaczka, królik i jagnięcina oraz tuńczyk; natomiast wołowina, cielęcina, śledź, makrela, "biała ryba", łosoś, pstrąg, krewetki, kurak i koń - śladowe ilości ujdą: są jadalne i nie rozwalają trawienia o ile nie jest dużo /a poza tym same - poza kurą - są dla Magnolii niejadalne, a z dodatkiem indyka - mniam/. Żółtka i tłusty ser oraz odrobina śmietanki 30% bez dodatków - pomimo, że tłuste - nie generują problemów, ale masło /nawet kawałek wielkości ziarenka grochu/ już powoduje koszmar w kuwecie. Chrupki bezzbożowe można dawać jakiekolwiek /Orijen, Acana, Taste of Wild/ bez przestawiania - zero problemów. Ryż dobry w mokrym, słodkie ziemniaki dobre w suchym, ale zwykłe ziemniaki są niejadalne - nawet jak to jest 1%; makaron w kaczusi tak dobry jak sosik i kaczusia. No to chyba menu Magnolii mniej więcej opanowane.
Teraz ćwiczę kolejne pomysły, żeby piła trochę wody /tylko miski ceramiczne, bo innych nawet nie śmiem próbować/ - podbarwienie mlekiem = ofukanie i obrazę na pół dnia, sam rosół - jak Pani ma dobry humor, to kilka razy chlipnie, a jak ma bardzo dobry - to nawet sporo (rosół tylko z indyka). Kostki lodu, zabawki w wodzie - zero efektów. Woda z lodówki / temperatura pokojowa - zero zmian. Woda przegotowana / kilka rodzajów źródlanej - dalej nic. Pozostaje uzbierać na jakąś fontannę i się modlić, żeby zatrybiło - jak to nie pomoże, to już nie wiem. Na razie daję głównie mokre i do tych 80-82% wody dolewam jeszcze 30-60ml dziennie, więc razem wychodzi jak zjedzenie samego suchego plus wypicie ok. 200 ml wody - tragedii nie ma, powinno wystarczyć, ale fajnie jakby sobie czasami między posiłkami coś pochlipała dla przepłukania paszczy, bo inaczej jak mniej je z powodu kłaków, to siedzę z pipetką i co pół godziny po łyżeczce pakuję: dość uciążliwe (i tak dobrze, że wtedy łyka a nie pluje i gryzie/drapie).
...