dzięki, dziewczyny. Naprawdę

bo myślałam, że tylko ja taka guła kulinarna
Dilah, a wracając do kluchy - czy Ty przypadkiem nie mieszasz tego jak gips? p. Chmielewska w swojej autobiografii (i chyba jednej książce) wyjaśniła dość dokładnie czym się różni mieszanie wody z mąką od mieszania wody z gipsem
Zapamiętałam chyba na zawsze: woda do mąki, gips do wody
btw. uwielbiana przeze mnie p. Chmielewska napisała kiedyś "Książkę (poniekąd) kucharską" i zamieściła tam niezwykły przepis na kaczkę po pakistańsku. Ja kaczki nie jadam, ale TŻ lubi. Były to czasy dawne, kiedy jeszcze chłop większość czasu w Helmutowie przebywał. Miał akurat przyjechać, więc wymyśliłam sobie, że mu kaczkę przyrządzę. Jakbym nie mogła - znając swe zdolności kulinarne - w ramach niespodzianki dla stęsknionego mężczyzny oblec się w firankę i zatańczyć taniec brzucha na przykład
Zakupiłam wszystko, co było w tym przepisie. Zaczęłam nierówną walkę z padliną i całym nabojem przypraw różnorakich. Trochę dziwne mi się wydało, że mam do tego dodać półtorej łyżeczki cynamonu... Nie cierpię cynamonu, więc dałam trochę mniej niż połowę zalecanej dawki, wychodząc z założenia, że docynamonić się da, za to odwrotnie - mowy nie ma, dwa samce i już. Za to resztę przepisu odbębniłam pokornie...
Dwie godziny przed planowanym przybyciem ukochanego, nawiedził mnie Witek, który już od progu stwierdził, że chyba ktoś straszne ilości ciasta piecze, bo cynamonem wali na całej klatce schodowej. Po wejściu zainteresował się wzmożonym zapachem, więc jako dobra gospodyni - z drugiej strony ciesząc się, że ktoś tego spróbuje - poczęstowałam Witka odrobinką potrawy. Jak już pisałam - my jemy dość ostro. Dotyczy to nie tylko mnie i TŻ-ta, ale także szwagierki, jej dzieci i Witka. No takiej miny to ja w życiu nie widziałam, normalnie jak na amerykańskich filmach - facet zczerwnieniał, potem zbladł, a potem wydusił z siebie charkot: "Woooodyyyy"
TŻ to zjadł... chyba musiał mnie wtedy baaardzo kochać...
dziś dzień totalnie zdechnięty, a tyle miałam planów

wstałam o 7.20 z zamiarem ogarnięcia zwierzyńca i wybrania się do schronu. Niestety dopadła mnie własna kobiecość i pół dnia spędziłam siedząc na kibelku z miską na kolanach

problem, że żadnego przeciwbóla zeżreć nie mogę, bo to wywalanie pieniędzy w błoto... znaczy w kibel... już chyba ze dwa lata AŻ TAK ŹLE nie było

może to ostatnie podrygi...