OK, wracam do świata żywych.
Przepraszam za długą nieobecność

. Net naprawili już jakiś czas temu, ale z powodu dramatycznego niedoboru czasu moje życie towarzyskie tak realne, jak i wirtualne padło doszczętnie. W każdym razie już jestem
Porcja wybranych dokonań z czasów
beznetowych:
Sok marchewkowy żrą.
Wiem, teoretycznie trzeba by napisać, że piją, ale skoro razem z kartonikiem, to chyba jednak żrą?
Ponieważ Bulwa był uprzejmy otworzyć kartonik w kilku strategicznie wybranych miejscach i nie poinformował mnie o swojej taktyce, „ukapała” mi się piękna ścieżka w poprzek pokoju oraz artystyczny wzorek na spodniach. Pięknie. Po prostu, [CENZURA], pięknie.
Wyciągnęłam z lodówki masło celem rozmiękczenia i łatwiejszego rozsmarowania.
Włożyłam do szafki i wyszłam na chwilę do łazienki, posprzątać kuwety... Po kilku minutach: rozbity kubek, masło na podłodze, Chlory nieprzeciętnie szczęśliwe
Capivit żrą. Takie wielkie kapsułki z granulkami w środku. Bulwa na to poluje codzienne rano, usiłuje mi wydrzeć z ręki/ust.
Fasolkę konserwową…
A nie!

Właśnie że fasolki szparagowej z puszki nie żrą!

W sumie dziwne – poprzednio żarły... Muszę zobaczyć, jaka to firma ta „niedobra”. I kupić tego więcej.
Że buraczki żrą, to już było. Buraczki z chrzanem też
Do tego Paskudztwo dostało rujki, a Błysk poczuł w sobie zew męskości, więc mam w domu permanentne widowisko z serii animal planet. A jakby mało mi było rozrywek, dziś odkryłam, że Pawik w ramach romantycznych pocałunków wyżarł diablicy brzydką dziurę na karku. Znowu do weta.
Ja się idę utopić.