A propos cen. We wrześniu objawił się na łódzkim kiermaszu żywności tradycyjnej pan z "celtyckimi przysmakami". Zaintrygowało mnie, poszłam oglądać.
Szynka a 12 zł 10 dkg czyli jak łatwo obliczyć 120 zeta za kilo. Szynka tradycyjnie przygotowana z dupska świni co to tylko wyselekcjonowane żołędzie żarła. Skusiłam się. Dobra i owszem, dokładnie tak samo dobra jak tradycyjna szynka u mojego ulubionego sprzedawcy a 30/35 zł za kilogram. No ale ok, spróbowałam, zaliczyłam, odpuszczę sobie.
Drugim celtyckim przysmakiem były "hermeliny" (czyli popularne jako zakąski do piwa w Czechach marynowane serki o nazwie hermelin)

nie pamiętam ceny, ale też była zaskakująco wysoka. Za 2 (słownie: dwa) kawałki sera zapłaciłam 27 zeta. Właśnie kupiłam camembert by Turek, sama sobie zamarynuję
Tylko, zastanawiam się do dzisiaj, co to ma wspólnego z Celtami?
No owszem, byli Celtowie niegdyś na południe od łuku Karpat, włóczyli się, nawet na nasze ziemie weszli. Groby fajne można wykopać, na osadach ślady odnaleźć, ale żeby kuchenne tradycje przetrwały? W Polsce i Czechach akurat?
Marketing
