No więc jest kolejna część
Zbliżały się święta. Ola mówiła, że będzie miała prawie dwa tygodnie wolnego, bo nie idzie do szkoły przez święta, ma przerwę. Pewnego ranka przyjechał wujek Oli, Ernest. Bardzo go lubiłam, bo też ma koty. Syjamską kotkę Yum Yum i dachowca-Marmurka (bo ma marmurkowy wzorek na ciele). No i wujek przywiózł...PERLICZKĘ!!! CAŁĄ!!! NIEOSKUBANĄ! Z piórami

. Ola powiedziała, że to na jej Wigilijkę, czyli nie prawdziwą Wigilię, ale taką przedwczesną. Miały przyjść Oli koleżanki. Marzenę już znałam, Klaudię też raz widziałam jak przyszła pożyczyć od Oli zeszyty. W szkole ponoć nie ma tak, że jak się jest chorym i ma się wolne to spokój! O nie! Trzeba uzupełniać WSZYSTKIE lekcje, zwłaszcza w gimnazjum (bo do takiej szkoły chodzi Ola). No i babcia była zła na wujka, że przywiózł nieoskubaną, niewypatroszoną perliczkę. Ola ją oskubała z piór, a babcia wycinała jej potem różne rzeczy ze środka (ptakowi, nie Oli!). Mnie dostało się serduszko, wątróbka, żołądek, szyjka i skrzydło ( Ola stwierdziła, że nie będzie widać, że ptak jest kaleką

). Potem wsadziły oprawioną perliczkę do zamrażarki. Tymczasem zawitał do mnie Mikołaj

. A właściwie pan kurier, który przywiózł paczkę. Była w niej torebka suchego Applawsa dla kociąt, trzy puszki Power of Nature (kurczak, królik i jagnięcina), tacki Vom Feinsten, Schmusy z sardynkami, Moonlighty i inne smakołyki. A w czwartek rano babcia ją wyjęła. Wiedziałam, że musi się odmrozić, bo jak ja dostawałam świeże mięsko, to też nie jadłam zamrożonego. Ola przyszła po południu, więc ptaszysko było rozmrożone. Bardzo ciekawiło mnie gotowanie. I o trzeciej przyszły koleżanki Oli. Z początku wyszłam do nich, żeby zobaczyć jak wyglądają...