Tak.
Niestety, jutro będę musiała wyjść na jakieś zakupy. Oby ten skok z 39 na 26 stopni był odczuwalny.
Nie wiem, może w moim przypadku to stres, ale od kilku tygodni ja MUSZĘ mieć obiad. Niekoniecznie w porze obiadowej, bardziej pod wieczór nawet, ale konkretny posiłek być musi. Wcześniej mogłam zjeść byle co. Teraz jak nie wciągnę porządnego obiadku, jestem nie do życia.
Od paru dni wyjadam, co mam, byle nie wychodzić, ale straszliwie chce mi się mięsa. I to takiego "czystego" kawałka wołowiny, z samą solą, bardzo średnio wysmażonego. Czegoś mi chyba brak, bo takie mięso to mi się dziś nawet śniło. Jutro zamierzam nabyć, wziąć wentylator na plecy i sobie usmażyć. Z warzywami wystarczy jak najbardziej.
Pamiętacie mego szpotloczka?
Nieopisanie mi go żal. Spokojniejsza już jestem, ale w trzewiach mnie skręca. Jest bardzo biedny i bardzo samotny. Koty się go boją i uciekają od niego. Czesio syczy i warczy. A ten sobie kuśtyka i ma minkę świadczącą o kompletnym niezrozumieniu, gdy głupi kikut znów o coś zaczepia.
Odchoruję to, jak Boga kocham. Nie mogę na to patrzeć, jak on się tak katulka...
Cały dzień był poza klatką. Gdy jest w klatce - leży w kuwecie. Wie ktoś, czemu tak? Żwir jest ciepły (jak wszystko), więc chyba nie chodzi o chłodzenie...

EDIT: Pomieszałam zdjęcia.
Ostatnio edytowano Czw sie 08, 2013 22:36 przez Aniada, łącznie edytowano 4 razy