Z psami jest taka zasada, by uczyć je tego "nie razem" - to dobrze układa im w głowach.
Moje koty włażą na ławę, bo Tż im pozwolił kilka razy. Ja oduczam i oduczę. Nie zdejmuję. Doskonale wiedzą co znaczy "zejdź".
Psów też się nie tresuje. Uczy się je współpracy. Oczywiście kot nie jest tak stadny jak psy, więc i mniej współpracuje. Ale jak chce, to potrafi wiele zrozumieć.
Nie łapię kota wołam np. "Brawurka chodź" i czasem muszę to zawołać 30 razy, ale przyjdzie sama. Moje koty wiedzą, co znaczy: "nie", "zostaw", "śniadanie" "jedzenie", "czekaj" - ważne, gdy nakładam do miseczek, a nie chcę by porja trafiała na głowę kota. I jeszcze inne słowa rozumieją spokojnie. Trzeba tu więcej cierpliwości, innej formy pracy, ale można.
Takie jest moje zdanie.
A ze śmiesznych, choć nie dla uczestników akcji z kotem, który zawsze z pancią - jest taka historia. Opowiadała mi znajoma. Sypialnia. Ona, on i kot. Uprawiają stosunek płciowy. Szczegółów pozycji przytaczać nie trzeba, grunt powiedzieć, że panu się klejnoty dyndały. Zajęci sobą nie dostrzegli zaintrygowania kota. Do chwili gdy tenże kot nie upolował jąder pana. Doznania za pewnie niesamowite. Od tamtej pory kot nie sypia w sypialni. Ale żyje i jest szczęśliwy, a tu ukłon w stronę pana.
