» Wto gru 06, 2011 7:59
Re: Moje stado kotecków &... co robić?
Dziękuję... to trudne, ale mało kto dysponuje takim przekoceniem, nie będąc DT i ciężko mi się choćby zorientować, jak mogłoby to wyglądać. Na razie sytuację w miarę ogarniam, choć nie jestem w stanie opanować kocich (i niestety też czasem ludzkich) animozji, dopóki spędzam cały czas w domu, jakoś to jest. Ale mam zacząć pracę na pół etatu w biurze i może w szkole, stąd moje możliwości w zakresie opieki nad stadkiem się zmniejszą przynajmniej na te kilka godzin. W lecie problem ginie, bo kotecki są wychodzące i bywają na działce kiedy zechcą, ale też jestem spokojniejsza, jak mogę na bieżąco wiedzieć, co się z nimi dzieje. W zimie pozostaje mieszkanie (sporadycznie wychodzą). Jest 8 kotów na cztery średniej wielkości pokoje plus kuchnia, łazienka, przedpokój, teoretycznie więc mieszczą się bez problemu, ale co z tego, jak one wolą na mnie, no i chcąc nie chcąc zawsze coś warczy, paca łapą itd. Z Jessie zaczęło się w zeszłym roku, na razie jest to opanowane na tyle, że wystarcza podawanie co jakiś czas np. uroseptu, a poza tym dopajanie, takie tam, jednak nawet jak czytałam na forum, może to być tylko leczenie skutków. Pięć na osiem kotów to już państwo powyżej pięciu lat, robią się dostojni. Boję się, że bez radykalnej zmiany nie dam za jakiś czas tego ogarnąć i czasowo, i finansowo... Głupio mi z tej przyczyny, że koty te są moje "rodowicie", ale dopiero na miau nauczyłam się, jak wygląda kwestia kociej bezdomności, naturalnie jeszcze przed rejestracją tutaj wysterylizowałam kociaki, bo edukacja moja szła też innymi torami, ale i tak już za późno (człowiek uczy się na błędach - teraz działałabym inaczej).
Dygresja bez związku: zauważacie może, że co jakiś czas na miau nadchodzi tzw. czarna fala? W ciągu jednego, dwóch dni pojawia się przynajmniej kilka śmierci, aż płakać się chce, bo umierają te, o których przejściach czytało się (może i po cichu, ale zawsze) od jakiegoś czasu. Z FIP-em tak samo, cisza cisza i nagle kolejny przypadek.