Nigdy w życiu nic nie sprzedawałam i chyba do tego jeszcze nie dojrzałam, jakoś mi dziwnie.
A wczoraj obdziergałam po raz pierwszy w życiu bombki, dwie, ale zmieniły właściciela, zanim zdążyłam im zrobić zdjęcia. Jak ubiorę następne, to zaprezentuję
Byłam dziś na wystawie kotów organizowanej po raz pierwszy przez EKKR, na Kole. Bardzo sympatycznie jak dla mnie, zarówno z punktu widzenia zwiedzającego, jak i potencjalnego wystawcy
Przede wszystkim spokój, żadnych ryczących reklam z głośników, stewardzi chodzili po spóźnialskich i dopiero jak nie znaleźli, to wzywano przez mikrofon, a mimo to widziałam, że na ringu szło wszystko sprawnie, przynajmniej tak to wyglądało z mojej strony. Z kolei zwiedzający nie musieli krzyczeć do siebie, żeby podzielić się uwagami, ani do wystawców, żeby o coś zapytać
Bardzo przyjazna wystawa
Nabyłam na niej suche dla kotów, bo mama straszyła, że głodomory ją zjedzą żywcem, jak nie uzupełnię zapasów
Żarełko kupiłam i kazałam wydzielać, bo z Almy zaczyna się robić grubasek
A do żarełka jako dodatek był szeleszczący tunelik do zabawy
Cyryl wyszedł mnie przywitać, dał się wygłaskać, ale nie był podekscytowany moją wizytą

. Alma wyszła później, widocznie miała ważniejsze sprawy
Nowa zabawka chyba się spodobała, w każdym razie obwąchana została dokładnie i wypróbowana na różne sposoby
Później łobuzom obcięłam szpony, rudy oczywiście burczał, za to Alma uznała to za niezłą zabawę i obgryzała nożyczki
Wciąż jeszcze pachnie kociakiem, i umyła mi nos
Przed moim wyjściem leżała mi na rękach do góry brzuszkiem i obie byłyśmy zadowolone
A po powrocie do domu mały spacerek Hestii, kolacyjka i dwie damesy teraz śpią
Pstryknęłam fotki wygnańcom, jakości kiepskiej, ale pamiątkowe

(miniaturki oczywiście da się powiększyć)
Odbiór techniczny nowego sprzętu:
Wujkowi można dać po głowie:
Tygrys i surykatka:
Latający Holender:
Doleciał i złapał:
Rudy solo, na szerokim, wygodnym parapecie:
Dzidzia przed snem:
