Przemyślałam sobie to co piszecie i... fakt! gimnastyki trzeba uczyć się od kota.
Na razie brak mi czasu, ale pewnego dnia spróbuję.

Czas ostatnio zajmowało mi drelowanie wiśni. Pyk! jest. Pyk! jest. Pyk! jest...
Celinka siedziała obok w zlewie i patrzyła jak zauroczona.
W pewnej chwili kicia szybko i zwinnie ukradła mi wisienkę, umytą, jeszcze z pestką w środku. I pognała ze zdobyczną wisienką w pysku do pokoju. A ja za nią, bo wyobraziłam sobie, że kicia wiśnię zjada, a ja później szukam pestki.
Udało mi się dopaść zwierza i odebrać co moje, uff.
W wolnych chwilach w ciągu dnia wypatruję kociej kupy, żeby zanieść ją na kontrolne (zaplanowane) badanie na strawność. Celinka jak na złość produkuje się dopiero wieczorem, gdy wet już nie pracuje (a próbka ma być świeża, bez przechowywania w lodówce).
Tyle nowin u nas.
