
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Iwonami pisze:A ja się trochę boję. Bo może Babunia jest jednak na coś chora, skoro jest tak chuda?
Iwonami pisze:Złapanie jej i zawiezienie do lekarza niewiele zmieni. Bo jeśli jest chora, to nie skończy się na jednej wizycie, leku bez każdorazowej łapanki nie poda. Miała robione badania zanim trafiła do mnie do domu po 3 tygodniach, po pobycie w szpitaliku u delfinki. Wyniki nie były całkiem dobre, tyle mi powiedziano, bez szczegółowej analizy. Wtedy radzono dać jej czas, bo to mogło być spowodowane stresem. Ale od tamtej pory ona się ani o krok nie posunęła w oswajaniu. Jest jak było, bez zmian.
Ona ucieka nawet wtedy gdy jest oddalona o parę metrów i robi się krok w jej kierunku. Nie ma sensu jej stresować. To jest starowinka, ma wywieszony języczęk, kły lada moment wypadną, wystają jej z pysia. Dzisiaj słyszałam odgłosy mruczanda z jej strony. Zresztą podanie Strongholda też jest mało prawdopodobne z powodu tu opisanego.
Dodam jeszcze, że osobiście świerzbowca w uszach Rysia nie widzę, tylko jemu mogę zajrzeć do środka ucha. Ale widuję go z łapką w uchu, Tosię też, poza tym i tak jest pora na odrobaczenie.
Tasiemca ani robali w qupach nie widzę, więc Stronghold powinien wystarczyć.
EVA2406 pisze:Może i masz rację Iwonko. Dobrze, że ma apetyt i na swój sposób jest szczęśliwa. Może kontakt z człowiekiem nie jest jej do niczego potrzebny.
Ja właśnie zostałam podrapana, bo pakowałam białą kicię do kontenerka.
Czekamy na pana, który zawiezie ją do, miejmy nadzieję, już jej prawdziwego domku.
Siedzę i ryczę, bo dzisiaj, tak jak nigdy do tej pory, kicia podeszła do mnie rano, zaczęła ocierać się o nogi, a gdy ja siadłam na kanapie, to ona weszła mi na kolana. Może to było podyktowane głodem, bo nie dostała rano jeść, a może zaczęła mi ufać. Czuję się tak jakbym ją zdradziła. Teraz biedna chce wyjść z klateczki
Iwonami pisze:Marto, bardzo dziękuję za cenne rady, Tobie Agnieszko za chęć pomocy także.
Kupię karmę i Esseliv, albo Essentiale, porozmawiam z weterynarzem.
Ewunia, współczuję Ci bardzo. Z powodu takich chwil jak Twoja, z powodu tych rozstań nigdy nie mogłabym być domem tymczasowym. I jak napisałam w innym wątku, słowa "nigdy" używam tu z pełną świadomością. I tak wystarczy mi gdy czytam historie kocinek przenoszonych z domu do domu, przewożonych z miejsca na miejsce, czasem wracających z adopcji. Teraz gdy poznałam te zwierzaki, coraz lepiej je rozumiem i wyobrażam sobie jaki to jest dla nich potworny stres.
Ja nie byłabym w stanie patrzeć na to wszystko i przeżywałabym ich los razem z nimi. Nie wiem nawet czy nie w gorszym stresie. Dlatego podziwiam te z Pań, które takie domy prowadzą. Choć czasem mam wrażenie, że zdarza się i tak, że pojawia się rutyna i brak ostrożności przy oddawaniu adoptowanych kotów nowym właścicielom. Czasem jest to beztroska, chęć pokazania "jak dobrze idą mi adopcje". Nie chcę się już rozwodzić dalej, bo robi mi się smutno.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 123 gości