to bylo tydzien temu
dobrze ze mialam urlop i 5 tygodni bylam wlasciwie caly czas w domu
mielismy czas na pozegnanie - smutne ale nieuniknione
diagnoza z USG nie zostawiala nadziei
wlasciwie przez caly czas Fisio sie nie nameczyl, ladnie jadl, lezal ze mna w lozku
mruczal - bardzo mruczal
ale slabl coraz bardziej, zaczely mu zanikac miesnie, tracil wage, zataczal sie
tak bylo od srody - czwartku
wtedy postanowilam ze pomoge mu odejsc w piatek o 15, gdy bedzie wet
tak mialam zrobic zeby uniknac sytuacji gdyby Fisio cierpial a ja nie mialabym mu jak pomoc - bo to bylo niestety realne
w piatek przed 13 bylam juz przygotowana i mialam z nim byc
ale Fisio przeszedl do przedpokoju, polozyl sie i zaczal sie dusic
nie wiedzialam co zrobic bo jeszcze nie powinno byc weta w lecznicy
zadzwonilam na komorke zeby moze przyjechal do mnie do domu
ale na szczescie byl juz w lecznicy
pobieglam z Fisiem szybko, zeby mu pomoc - zeby sie nie meczyl
wet nie mial watpliwosci - osluchal i powiedzial ze Fisia usypia
nie mial juz szans a umieral by w meczarniach kilka - kilkanascie minut
stalo sie to szybko, bardzo szybko
ale nie mam mysli ze moze pomoglam mu odejsc za szybko, ze moze mogl jeszcze pozyc kilka dni
bylismy bez szans
a Fisiowi pomoglam odejsc zanim zaczal naprawde cierpiec
nie mialam sily napisac tego wczesniej
dzis jestem juz pogodzona z tym co sie stalo