Święta, Święta.... i po Świętach
W sobotę rano zapakowaliśmy futra do transportera i w drogę.
Simbo zachwycony jazdą, Sarabi troche mniej.
Oczywiście po 10min jazdy różowy zaczyna drzeć papę że on nic nie widzi,
i nie będzie siedział w transporterze i żąda żeby go wypuścić i wogóle.
Po wypuszczeniu ułożył się na kolanach i w ciszy kontenplował jazdę.
Sari nawet nie próbowaliśmy wypuszczać bo nikt by jej nie złapał w samochodzie.
Po drodze przystanek w lesie - Simbo na smyczy skacze po drzewach
mijające nas samochody zwalniają żeby zobaczyć co to.
Mała z założonymi szelkami nie wystawia nawet nosa z samochodu.
A wzięta na ręce tuli się ze strach - oj nie będzie z niej kota wędrowniczka
Na miejscu zanotowano łapoczyny naszego Simbulca i babcinego Tofika
więc z przymusu dom został podzielony na strefę gości na górze i strefę domowników na dole.
W wigilię niestety nic nie powiedziały - może były obrażone
Za to w wigilijną noc zanotowano włamanie Tofika do naszego pokoju.
Budzę się w nocy zdziwiona brakiem kotów na plecach

i słyszę dziwne odgłosy.
Zapalam lampkę a tu na łóżku siedzi wielka, różowa sycząca kula
na którą wytrzeszcza się leżący plackiem przy drzwiach szary kocur.
Sari jak każda kobietka schowana za fotelem obserwuje wszystko z bezpiecznej odległości.
Po delikatnym wyproszeniu domownika Simbo ułozył się na straży i nie spał do końca wizyty u dziadków.
Niestety dzisiaj musiałam być w pracy więc w drugi dzień świąt powrót do domu.
Najbardziej zadowolone z tego faktu były oczywiście futrzaki.
Simbo zalogował się od razu na swojej szafie i w końcu wyspał
A Sari z zadowoleni z powrotu do domu zaczęła najpierw biegać jak wściekła
a później zmęczona ułozyła się po raz pierwszy spać na moich kolanach.
