» Śro lip 04, 2007 19:41
Zapomniane życzenie
Głośne walenie w drzwi wyrwało Magdę ze snu. Tak stukać mógł tylko najgrubszy i to on we własnej osobie stał w drzwiach.
Magda zamrugała oczyma.
Chłopak stojący w progu z marynarskim workiem przewieszonym przez ramię najgrubszego przypominał tylko trochę.
W opalonej twarzy wesoło błyszczały niebieskie oczy i chyba trochę wyrósł.
- Cześć Magda – powiedział i trochę niezręcznie wcisnął jej w ręce duży, oprawiony w skórę notatnik. – To dla ciebie.
Magda otworzyła notatnik na pierwszej stronie i przeczytała na glos :
- „Dziennik podróży”.
Kartki zapisane były pochyłym pismem, i gdzieniegdzie wklejone były widokówki i zdjęcia.
- „Kiedy spojrzałem w lornetkę i zobaczyłem jak na dłoni moje podwórko, wiedziałem, że jest to miejsce, do którego zawsze będę wracał...”
Najgrubszy zamknął zeszyt.
- Czytać będziesz potem. Wszystko zapisywałem, bo...bo wiesz, ja nie umiem opowiadać. I dużo bym zapomniał...
Magda odłożyła zeszyt na biurko.
- To w takim razie wieczorem, przy trzepaku – powiedziała – I poślij kogoś do Jacka.
Najgrubszy przerzucił przez ramię worek i odszedł kołyszącym krokiem, który ćwiczył codziennie przez dwa tygodnie.
A Magda usiadła przy stole i zaczęła przeglądać kolorowe widokówki . na niektórych kartkach najgrubszy poprzyklejał zasuszone wodorosty, albo malutkie torebki z piaskiem z dalekich plaż, albo etykietki z butelek z rumem.
I z każdej strony prosto w twarz Magdy wiał morski wiatr i czuła się tak, jakby to ona właśnie wróciła z podróży.
W notatniku nie zabrakło oczywiście zdjęcia rudego okrętowego kota śpiącego smacznie na zwoju lin. Magdzie przeszedł po plecach leciutki dreszczyk – kot Czarownicy, obdarzony nadmierną wyobraznią i żądzą przygód w żadnym wypadku nie powinien zobaczyć tego zdjęcia, bo, gdyby coś strzeliło mu do głowy, Czarownica zostałaby już tylko pół-czarownicą, gdyż, jak wiadomo, w wyposażeniu czarownicy kot jest równie ważny jak miotła i szpiczasty kapelusz.
Magda schowała notatnik do szuflady biurka i podała Kreci ubranie.
A potem zbiegły na podwórko.
Chodnik był trochę mokry od nocnego deszczu, kocięta z pralni siedziały rzędem na ławce, a Brudny Harry Potter napełniał miski jedzeniem.
Doktor Ambroży szedł na spacer z psem, a z otwartego okna domku Czarownicy dochodził zapach zbożowej kawy. W kałuży obok śmietnika kąpały się wróble, a kot Czarownicy siedząc na słupku ogrodzenia mył sobie uszy.
Podwórko , jak co dnia, budziło się do życia.
Niemniej jednak dzień zapowiadał się inny, niż wszystkie : na chodniku, przed blokiem numer 25 stał wóz meblowy, z którego tragarze wynosili krzesła, szafki, pudła i pudełka.
Magdzie przypomniał się dzień, kiedy do narożnego mieszkania na parterze, dokładnie w tym samym bloku, wprowadził się Szopen.
- Żeby tylko to był ktoś fajny...- powiedziała cicho.
- Trzecie życzenie...- szepnął jakiś głos prosto do ucha Magdy. – Życzenie, o którym zapomniałaś...
- Wprowadza się ktoś nowy – powiedziała Magda do Kreci i pobiegły do domku Czarownicy, aby obwieścić jej tę nowinę.
Czarownica uśmiechnęła się i na chwilkę wyszła do pokoju, żeby spojrzeć w kryształową kulę.
A kiedy wróciła miała bardzo tajemniczą minę.
- Dla mnie wygląda to na zapomniane życzenie – powiedziała, – bo chyba nie zużyłaś wszystkich trzech ?
Magda pokręciła głową. A Czarownica wyjmowała już z kredensu dodatkowe filiżanki i ulubione bułeczki drożdżowe Kreci.
- Dzisiaj wieczorem – powiedziała Krecia – mamy specjalne podwórkowe zebranie.
Czarownica przysiadła na skraju krzesła i spojrzała w stronę puszki z ciastkami.
- No cóż – powiedziała. – to chyba znaczy, że trzeba wyczarować trochę ciasteczek..
Czarny kot Czarownicy podniósł głowę i rzucił tęskne spojrzenie w stronę spiżarni, gdzie na najwyższej półce stał garnek ze śmietaną..
Dzień mijał szybko. Magda zdjęła z balkonu suche pranie i poukładała wszystko na półkach w szafie, a piętro niżej, najgrubszy zapakował w kolorowe bibułki wszystkie drobiazgi jakie przywiózł dla przyjaciół.
Były wśród nich kolorowe muszle, miniaturowe okręty w butelkach, zagraniczne zapałki, kamyki z dalekich plaż i wszystko, co tylko można było kupić na portowych nabrzeżach. Oczywiście nie zapomniał o Czarownicy, dla której kupił całą torbę bakalii do pierników i o doktorze Ambrożym, dla którego kupił drewniany flet do zaklinania węży. Wprawdzie na Łopianowym Polu nikt nigdy nie widział węża, ale pamiętając przygodę z nudą, najgrubszy doszedł do wniosku, że przezorność nigdy nie zaszkodzi.
Pani od przyrody zaś miała otrzymać zdjęcia delfinów i latających ryb, wykonane przez nikogo innego jak tylko najgrubszego we własnej osobie.
- Idz po Jacka – zlecił najgrubszy najsilniejszemu, bo jego postać od dawna budziła respekt wśród mieszkańców Strzeżonego.
Najsilniejszy dla większej pewności rozejrzał się za kotem, ale kot spał twardo na kamiennych schodkach przed domem Czarownicy i ledwie raczył poruszyć wąsami gdy najsilniejszy zawołał go do siebie.
Wrócił zaś tak szybko, że najgrubszego ogarnęły wątpliwości, czy w ogóle dotarł na Strzeżone.
- Indianie ? – zapytał z przekąsem, ale najsilniejszy pokręcił głową.
- Jeszcze gorzej – powiedział. – nie było nikogo. Nikogusieńko. Jakby....- najsilniejszy na moment zawahał się – jakby wszyscy poumierali.
Najgrubszy podrapał się w głowę.
- Może...może jest w szpitalu. Na badaniach..
- Może – zgodził się najsilniejszy.
Najgrubszy spojrzał na niewielką paczuszkę z napisem Jack Sparrow i przeszedł go dreszcz.
A nad podwórko wieczór spędzał kolorowe chmury. Sunęły zza miasta srebrne, postrzępione jak górskie szczyty, białe, napuszone jak perskie koty, czerwone i złociste, jak szyfonowe wstążki ze stoiska mamy Magdy.
Gdy zgromadziły się wszystkie w jednym miejscu – wiatr ustał, a zza rogu wyłonił się Płanetnik Tymoteusz, jak zwykle zostawiając na chodniku ślady mokrych kaloszy.
- I jak ? – zapytał spoglądając w niebo.
- Och – zawołała Magda zrywając się z ławki.
Najsilniejszy, najgrubszy i Brudny Harry Potter ze zdumienia szeroko otworzyli oczy.
Na niebie trwał bajkowy krajobraz – górskie szczyty pokryte czapami śniegu, zielonkawe wzgórza pokryte lasem, zupełnie, jakby jakaś niewidzialna siła przeniosła ich w przedziwną, zaczarowaną krainę.
- Tymoteusz - zawołała Czarownica nadchodząca z półmiskiem ciastek – no, postarałeś się jak widzę !
- A może opowiesz o trąbie powietrznej ? – zapytał doktor Ambroży , który idąc za Czarownicą niósł dzbanek malinowego soku i szklanki na srebrnej tacy.
- O tej, która pojawiła się w szkole przed klasówką ? – Płanetnik Tymoteusz roześmiał się głośno , przystanął i wylał wodę z kaloszy, rozejrzawszy się uprzednio dokładnie, czy w pobliżu nie było kota.
Ale kot Czarownicy z tajemniczym uśmiechem na pysku siedział na słupku, i zeskoczył dopiero wtedy, gdy ostatnia kropelka wsiąkła w trawę.
- A ja coś wiem – mruknął przechodząc obok Magdy. – Mieszkanie numer osiem...
Nie dokończył, tylko uskoczył w bok zwinnie uchylając się przed kapciem.
- Pani kapeć, pani Marianno – powiedziała pani od przyrody w ostatniej chwili łapiąc kapeć w ręce.
- Rzeczywiście – rzekła Czarownica z niewinnym uśmiechem, a doktor ambroży pochylił się i ubrał go jej na stopę.
- Ach, Ambroży, zawsze mówiłam, że jesteś ostatnim rycerzem...- westchnęła Czarownica, a Płanetnik Tymoteusz znacząco chrząknął.
- Przedostatnim – poprawiła się szybko i usiadła na ławce.
Chłopcy spojrzeli na Magdę. Magda wstała i trzymając w ręce notatnik najgrubszego powiedziała.
- Witam na nadzwyczajnym zebraniu podwórkowym obecnych i nieobecnych – spojrzała na puste miejsca najmądrzejszego, Szopena i Jacka Sparrow`a. – Dzisiaj, w imieniu najgrubszego chciałabym odczytać jego Dziennik Podróży, który pisał specjalnie dla nas.
Notatnik powędrował z rąk do rąk, każdy chciał najpierw zobaczyć fotografie i widokówki, torebki z piaskiem z egzotycznych plaż i kawałki wodorostów.
- Ahoj, ster w prawo na burt – rozległ się nagle nad ich głowami czyjś wesoły głos.
Na dachu śmietnika pojawił się roześmiany Jack Sparrow błyskając złotym kolczykiem w uchu.
- Jack ! – wykrzyknęli chórem Magda, najsilniejszy i najgrubszy. – Skąd ....
- Skąd się tutaj wziąłem ? – Jack spojrzał porozumiewawczo na Czarownicę. – Z domu.
Czarownica końcem różdżki wskazała sznurową drabinkę zwisająca z okna mieszkania numer 8.
- J...jak to ? T..ty tutaj ? – wyjąkał Brudny Harry Potter.
- Zwyczajnie – Jack wyszczerzył w uśmiechu zęby. – Dawno temu...Zresztą chodzcie, zobaczycie sami.
Ruszyli za Jackiem wszyscy – Czarownica plącząc się w odświętnej spódnicy , doktor Ambroży i jego pies, najsilniejszy, najgrubszy, Pani od przyrody, Brudny Harry Potter i Płanetnik Tymoteusz, a za nim, w bezpiecznej odległości, kot Czarownicy z ogonem napuszonym jak strusie pióro.
Zatrzymali się dopiero przy południowej ścianie bloku numer 25 .
- Spójrzcie – powiedział Jack, a jako, że było już trochę ciemno poprosił Czarownice o pomoc.
Kula błękitnego światła balansująca na końcu różdżki jasno oświetliła ścianę i wydobyła z mroku rysunek przedstawiający domek na kurzej stopce, psią budę i niezgrabnego psa przed budą.
- Tutaj , w tym domu, mieszkała moja mama, kiedy była małą dziewczynką. A ten rysunek zrobiła moja babcia. Moja mama zawsze chciała tutaj wrócić.
Z komina na dachu domku na kurzej stopce wolno uniosła się smużka dymu.
- Z początku było nam dobrze na...na Strzeżonym. Ale kiedy tata przestraszył się mojej choroby i odszedł, mama postanowiła, że wrócimy tutaj. I parę dni temu okazało się, że jest wolne mieszkanie...takie malutkie...i tam teraz mieszka babcia, a my...my wróciliśmy do domu.
Przed oczyma Magdy pojawił się obraz szczupłej kobiety o smutnej twarzy, która wieczorami przechodziła przez Podwórko, zatrzymywała się przed południowa ścianą bloku numer 25 i wpatrywał się w coś na tej ścianie, ale Magdzie nigdy nie przyszło do głowy, żeby pobiec tam i sprawdzić, na co patrzy.
Tymczasem niezgrabny pies zlazł ze ściany i razem z psem doktora Ambrożego zaczął biegać po trawniku szczekając dla sportu na kocięta, które zupełnie nic sobie z tego nie robiły.
A potem wszyscy wrócili do ogrodu Czarownicy i usiedli na ławce.
Nad ogrodem zdążył już zawisnąć księżyc, ogromny jak chiński lampion, a ciemniejące niebo przeszyła pierwsza tego roku spadająca
– Życzenie ! zawołała Czarownica.
- Ja bym chciał – powiedział najgrubszy – żeby nasze Podwórko nigdy nie zamieniło się w strzeżone...
- A ja bym chciał być jak Piotruś Pan – powiedział najsilniejszy. – Nigdy nie dorosnąc, tylko zawsze być tu i teraz...
Jack Sparrow zwinnie wdrapał się na śmietnik.
- A ja chciałbym , żebyśmy dorośli i nie zapomnieli o baśniach ...Żeby kiedyś nasze dzieci wróciły na Łopianowe Pole ! – zawołał.
- I tak przez następne sto lat – dokończyła Czarownica i uniosła w górę szklankę z malinowym sokiem.

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!