Pierwsza dożylna kroplówka za mną - matko, jaki to stres. Bałam się pęcherzy powietrza, ale koleżanka pielęgniarka przez telefon mnie uspokajała.
Szło wolno, choć wolniej miało iść niż w gabinecie, no ale nie 1,5 godz. 100 ml

Niki nie dawała rady w niewygodnych pozycjach, no i w gabinecie jest bardziej zdyscyplinowana. W domu chce leżeć, podwijać łapkę itp. Ale jest spokojna i pokorna.
Złoty kot - powtórzę się.
Na koniec dostała zastrzyk - Enroxil, kt. przyjęła z wyrzutem.
Niki ma okropną dużą. Po tych strasznych chwilach nie było żadnej nagrody

Królika zjadła wcześniej, a wędliny nie będzie raczej dostawać. Kocie przysmaki nie wchodzą w grę, bo panna w nich nie gustuje.
Jedynie przytulanie zostało.
Nikuśka chudnie

czuję jej kostki, stawy. To się zmienia z dnia na dzień. Jutro muszę ją zważyć.
Jak ją trzymałam, to obojczyki są takie "ostre" i są blisko siebie, jak kiedyś, gdy miała zapalenie żołądka i wymiotowała.
Dzisiaj zwymiotowała wodą i 4 chrupkami.
Dwa tyg. temu też zwymiotowała samą wodą.
Kupę jak zrobi raz na dwa dni, to dobrze (kiedyś były trzy), ale w sumie jak nie je chrupek, to i nie ma co produkować.
Wczorajsza ucieczka chyba wyłazi... Niki prawdopodobnie podziębiła się. Oko łzawiło, charczy teraz przez sen. O przestała

Muszę to poobserwować.
Za dużo tego jak na jednego kota...



