vip0 pisze:Co do wystawienia klatki w dzień, to mogłaby stać, gdyby nie moje koty.
Fujary sa i się łapią
A nie da się je na ten czs spacyfikowac w domu

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
vip0 pisze:Co do wystawienia klatki w dzień, to mogłaby stać, gdyby nie moje koty.
Fujary sa i się łapią
Dorota Wojciechowska pisze:vip0 pisze:Co do wystawienia klatki w dzień, to mogłaby stać, gdyby nie moje koty.
Fujary sa i się łapią
A nie da się je na ten czs spacyfikowac w domu
taizu pisze:A może zrobić odwrotnie: postawić Okruszkowi jakąś budkę koło desek, dobre michy, i oswajać jak dziczka? To mądry kotek, w dwa tygodnie się oswoi, zwłaszcza przy pomocy Zosi...
vip0 pisze:Jestem już.
Przepraszam, powoli zaczyna się ze wszystkim gubić...dużo do zrobienia, a doba za krótka.
Dzisiaj Okruś zaniepokojony brakiem jedzenia wystawił prawe oko i ucho...potem trochę więcej łebka...
Obserwowałam go z okna w pokoju...zrobił parę kroków przy ziemi, rozejrzał się...potem w tył zwrot i na deski...
Co za chochoł jeden!
Ale ja się cieszę, że jest, że mogłam go widzieć...pomaleńku wyłazi w dzień, a to już coś.
Dostałam maila od pani J. Nie umiem go tu skopiować, zrobię to później na pocztę Asi, ale wypiszę w punktach.
1.- To, że kot jest tam, gdzie jest, jest naszą wspólną winą.
Tu ma rację, powinnam pewne rzeczy przewidzieć, powinnam wiedzieć, że skoro ktoś w ten sposób oddaje kota, to nie jest odpowiedzialny i nie powinnam już pozwolić jej zbliżać się do Okrusia.
2.- Kot nie będzie przebywał w domu, w którym jest pies, on nienawidzi psów.
Ja tego nie wyczytałam z maili pani J., choć ona upiera się, że mówiła o tym i pisała. Jedyna wzmianka o psie była wtedy, jak Okruś zaatakował psa sąsiadów. Nigdy nie ukrywałam, że jest Michasia, dziewczyny o tym wiedziały i gdyby pani J. taką informację podała, napewno by mi ją przekazały.
3.- Ostatnie pieniądze wydała, chcąc bezstresowo dowieźć kota na miejsce.
Ja nie wymawiam, że dla kota musiałam się przeprowadzić z całą rodziną praktycznie w jedno popołudnie. Choć było to niewygodne, to nie było większym problemem. Tu już ewidentnie jest moja wina, nie powinnam na to pozwolić, nie wiem, czy większy stres miałby podróżując po raz drugi, czy ma teraz. Powinnam sama jechać po niego do Warszawy, odebrać go osobiście w ustalonym terminie i potem realizować dokocenie po swojemu. Ale tak, jak już pisałam, sadziłam, że mam do czynienia z osobą myślącą.
4.- Jak to ja nie mogę wydostać kota, jak jej uciekł, to ona go sama złapała bez problemu, spsikała Felliwayem i sam wyszedł.
W wersji pierwotnej w łapaniu Okrusia pomagały pani J. trzy sasiadki i sąsiad...a i to był to problem.
5.- Za swoje dobre serce została zmieszana z błotem przez jolukę.
Oczywiście nie omieszkała mi maila joluki zacytować, choć Asia wcześniej to zrobiła. Żadnego mieszania z błotem tam nie było, może był nie bardzo przyjemny, ale kulturalny i o żadnym mieszaniu tam nie było mowy.
6.- Kot będzie u mnie nieszczęśliwy.
Na to już komentarza nie mam.
Ja juz więcej z tą panią rozmawiać nie będę, wymyśla milion wersji jednego zdażenia na poczekaniu, nie wiem, która jest prawdziwa, dezorientuje mnie i denerwuje.
Jedyna korzyść, jaką wyniosłam z tego maila to ten Felliway...dziś już go nigdzie nie kupię, ale jest w mojej lecznicy, jutro to zrobię, warto wykorzystać każdy sposób.
vip0 pisze:Kocimiętki nie mam, ale walerianę tak.
puszatek pisze:Małgosiu...szkoda zdrowia na kretyńskie komentarze tej przepraszam idiotki![]()
Ty wiesz i my wiemy jakie masz serce...Okruszek będzie szczęśliwy...nawet z...Michaliną
MonikaSt pisze:Z zakupem Felliwaya to może się jeszcze wstrzymaj. Trochę kosztuje, a ze skutecznością jest różnie. U mnie nie zadziałał. Fakt, że sytuacja była trochę inna. Nie twierdzę, że w ogóle jest do niczego, ale lepiej najpierw spróbować kocimiętka i walerianą.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Marmotka i 154 gości