Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Kiedy Broszka trafiła na stół było z nią bardzo źle i dr od razu uprzedzał że są małe szanse na powodzenie operacji...
Umówiliśmy się że zadzwonią na komórkę gdyby okazało się po otwarciu kotki że trzeba ją uśpić - lub gdyby umarła podczas trwania operacji.
To był środek zimy, temp -13 stopni więc nie bardzo miałam ochotę na spacery ale mimo to poszłam ściskając komórkę w dłoni żeby nie przegapić telefonu. Zrobiłam rundkę po uliczkach wokół klinik, czas wlókł się niemiłosiernie - po pół godzinie byłam spowrotem w poczekalni. Telefon milczał a ja siedziałam i ściskałam go nadal w dłoni choć przecież byłam za ścianą i gdyby coś to powiedzieli by mi osobiście.
Po godzinie wstąpiła we mnie nadzieja, po jakimś czasie ktoś wyszedł i powiedział że operacja trwa i żebym była dobrej myśli. Potem że operacja się skończyła i Broszka sie wybudza - czekamy na podjęcie samodzielnego oddychania...
Po kolejnych 2 godzinach kiedy czasem ktoś mi mówił że Broszka nadal pod tlenem i pod opieką anastezjologa - nareszcie wyszedł do mnie dr i powiedział że chyba się udało...
Niestety, nie wiem czy uda mi się jutro rano wyjechać z domu![]()
Ocieplenie z deszczem w dzień i mróz w nocy przez kilka ostatnich dni spowodowały że nasza hałda śniegu zamieniła się w twardy lodowiec![]()
Połamaliśmy już dwa szpadle, wczoraj 6 godzin tyrania i odkopaliśmy dopiero jedną trzecią![]()
walka trwa...
mój TŻ przypłacił zdrowiem tą dwudniową walkę: ma straszne zakwasy i potężne przeziębienie![]()
Użytkownicy przeglądający ten dział: Silverblue i 181 gości