kiche_wilczyca pisze:co miało na celu wsadzenie szpilki w nos??

Szkoda że nie udało Ci się temu panu zrobić tego samego....
aaa, to osobna historia... mój ówczesny niemąż stwierdził, że jak to, taki wielki pies w obejściu, a na podwórko każdy może wejść. Ale że on, tj. Maciek, większość czasu spędzał na baletach albo "interesach" nie wiedział, że owszem, Czako wpuści każdego, tylko z wyjściem nieco gorzej

normalne zachowanie owczarka. Kiedyś nas nie było, ale zostawiliśmy pracowników, którzy kładli podłogę. Skończyły im się fajki, jeden z nich chciał wyskoczyć do sklepu, a że furtka się zacinała, chciał przejść przez płot. No cóż. Czako ściągnął go z płotu. Nie zrobił mu krzywdy, podskubywał po spodniach tylko, jakby skubał owcę. Reszta zobaczyła, wybiegli wszyscy, chcieli odciągnąć psa od pechowego "uciekiniera". Zaczęli biegać po podwórku w różne strony. Nie znali chyba natury psa pasterskiego. Czako zagonił ich wszystkich ładnie do przedpokoju, po czym zadowolony z siebie siedział na zewnątrz przy drzwiach wejściowych. Myśmy się trochę spóźnili, a tu w przedpokoju 6 facetów, prawie ze łzami w oczach, bo jak tu wyjść, skoro pies...

A mogli wyjść w każdej chwili, wystarczyło otworzyć furtkę albo bramę... na to Czakuś nie reagował. Identyczna sytuacja była z naszym znajomym. Cholerna furtka, próba przeskoczenia przez płot i... twarde lądowanie, bo Czako złapał za kapcia... Ale to było dla Maćka za mało. Poprzedni jego pies - rzadko mi się zdarza taka opinia, ale szczęście, że Sara umarła na parwo - to był bullterier. Załatwiła nam, przeskakując przez 2 metrowy płot, żarcie na kilka miesięcy. Skubana zagryzła krowę. Strzeliła szczękami kilka centymetrów od twarzy sąsiada, który stał z drugiej strony płotu i rozmawiał z Maćkiem... Samochód przy Sarze można było zostawić otwarty... żeby ją zgonić z fotela, trzeba było pizdnąć na płask w łeb szpadlem. Nie jestem dumna z tych opowieści, ale miałam wtedy mało lat i jeszcze mniej doświadczenia ze zwierzętami. Sara była rozpuszczona do bólu i było to niebezpieczne.
No i Maciek wymyślił sobie, żeby wyszkolić Czako na "zagryź"

ten trener mówił, że to bzdura, że jeśli Czako złapie za rękę to ją złamie i to chyba wystarczy... przyjechał. I tu - moim zdaniem - pierwszy błąd, bo on podszedł z drugiej strony płotu w towarzystwie Maćka, ja byłam za plecami Czako... No więc co ten pies miał myśleć? Przyszedł paniuś z kolegą, nie? trudno, żeby się na faceta rzucał... on, ten treser, podszedł, Czako wystawił nos przez szpary w płocie, a ten kretyn go ukłuł szpilką, żeby wywołać agresję. No ja pitolę... nie bardzo wiem, w kierunku kogo w tym momencie ta agresja miała być skierowana
a tu fotki bohatera tego postu. Kiepskie, bo robiłam zdjęcie zdjęcia, wtedy nie było jeszcze cyfrówek. Ten młody człowiek, to syn Maćka, chyba wtedy 12-letni, Czako miał rok z kawałkiem. Jak widać - agresja z niego wręcz bije
