Trudno oddaje się na przechowanie własne koty. Cholernie trudno. Tym bardziej, że Mela zmian nie lubi, trudno się aklimatyzuje i zawsze jest w takiej sytuacji nieszczęśliwa. Pierwsze dni po wyjeździe były koszmarne - dla wszystkich. Mela wyła na widok kogokolwiek, nie jadła, nie piła - prawdę mówiąc, miałam już bilet powrotny. Ale powoli uspokoiła się, zaczęła jakoś wegetować, a po 3-4 tygodniach normalnie żyć. Ukochała sobie mojego Tatę, nie odstępuje go na krok. Chodzi za nim, czeka pod drzwiami, gdy wychodzi. Woła go, zagaduje, wdzięczy się ile sił. Kamień spadł mi z serca, gdy na bieżąco rodzice opowiadali mi, jak to dziewczyny się zadomowiły.
Melisa okazało się nie umiała chodzić po schodach - chcąc zejść z tarasu na trawnik rzucała się rozpaczliwie naprzód. Śmiechu było co niemiara. Były i chwile grozy. Weszła na drzewo - no i nie umiała zejść. Więc sąsiad z wysoką drabiną - ale mało mu rąk nie odgryzła (Mela, nie drabina). Strażacy - też nie dali rady przerażonej wścieklicy. Po dobie Mela została brutalnie strząśnięta w rozłożysty jałowiec. Po tej przygodzie ze trzy miesiące nie chciała wychodzić nawet na taras. Teraz lubi się przejść po trawniku, ale jednak jej naturalnym środowiskiem jest czysta pościel i fotel lub stołek przed kominkiem.
Za to Frajda weszła jak do siebie. Pierwsze dwa miesiące był zakaz opuszczania domu, ale jak już się wmieszkała - przyszła pora na odkrywanie uroków ogrodu i łąk. I znoszenie darów do domu. Myszy, ptaki, jaszczurki. U Frajdy jedna cecha pozostała niezmienna - wszystko co robi, robi na 300%. I zawsze dopina swego. Ponieważ rodzice wzgardzali prezentami i delegowali je za płot, Frajdunia zaczęła dary chować. W pościel na łóżkach, w szafach. A ja i sąsiedzi z bliższej i dalszej okolicy mogliśmy poznać siłę Jej głosu.
Koty są przeszczęśliwe. I rozpuszczone jak dziadowskie bicze. Niestety, trochę też zatuczone...
Trochę obrazków:
Mela na tarasie:

Frajduni poranna gimnastyka:

Obchód włości:

Oczywiście, cały czas trzeba kontrolować, co dzieje się na kuchenym blacie i stole:

No i miejscówka ciesząca się największym powodzeniem - kto pierwszy, ten leży dopóki ogień w kominku się pali:


A tu KOTlet - z bardzo już gęstym i grubym zimowym futrem. Podpinki też się słusznej dorobiła

:
