
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Killatha pisze:I bardzo słusznie - chudość wyszła z mody. Ja mam w domu kocią Danusię Rin i wdziękiem niewiele innych może ją pobić
Fioletowy_Ksiezyc pisze:WitamInformuję z przyjemnością że kotki już się do siebie przyzwyczaiły. Mam nadzieje że głębsza przyjaźń nadejdzie z biegiem czasu, ale już teraz jest naprawdę sympatycznie.
Fioletowy_Ksiezyc pisze:WitamSą niestety też gorsze wieści. Skierka troszkę sie przeziębiła i jej niewiarygodnie ogromny apetyt osłabł. Po pierwszym kichnięciu pobiegłam do sąsiadki-weterynarza żeby zmierzyła kotkowi temperaturę i osłuchała. I na szczęście wszystko jest w najlepszym porządku. Uspokoiła mnie że nie ma powodu do niepokoju. Kotek jest po prostu osłabiony po wszystkich przejściach i moja panika, żeby jechać z nim natychmiast do kliniki nie była uzasadniona. Tak więc kurujemy się obie (ja też mam lekki katar
) i czekamy aż drugi kotek i reszta rodziny też zacznie kichać. Bo cóż... Niestety takie są zasady w życiu stadnym
![]()
Pozdrawiam i idę wmusić małej trochę karmy, bo jak nie będzie jadła zostanie drugą chudą Kate Moss, a chciałabym z niej zrobić Monicę Bellucci
Anna Katolik pisze:Jestem pierwszy raz na tym Forum. Witam wszystkich, a szczególnie serdecznie tych, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do poprawy losu Skierki. I dziękuję im z całego serca. Jestem tą kotolubną osobą, która przywiozła Skierkę do Katowic. W skrócie: w połowie października pojechałam odwiedzić Rodziców mieszkających na kujawskiej wsi. Są ludżmi w podeszłym wieku, a Mama niedawno przeszła operację serca - bypassy, a mimo to opiekują się trzema psiakami i kotem. Od Mamy dowiedziałam się, że przed około dwoma miesiącami (czyli w sierpniu), pod dom przywlokła się resztkami sił kocina. Znalazły ją psy i zaalarmowały domowników. Kocina był w strasznym stanie: wycieńczona, skołtuniona sierść, nie chodziła. Mama zabrała ją do domu: kocina dostała oddzielne pomieszczenie, miseczki z pokarmem, ciepłym mlekiem, wodą. Stan kotka poprawiał się wolno, ale jedzenia i picia w miseczkach ubywało, więc Mama sądziła, że z czasem kicia wyzdrowieje. Niepokoił tylko wygląd ciągle zmierzwionej, posklejanej sierści. No i przyjechałam. I do kotka. I dokładne oględziny. Zajrzałam do śliniącego się pyszczka. I szok, koszmar jakiś! To nie mogło być prawdą! Zajrzałam jeszcze raz. Nie było języczka. Powiedziałam o tym Mamie, też szok. Co robić? Telefon do Pini. I decyzja, że przywożę kicię do Katowic. I tak, pociągiem, w kartoniku przyjechała kocinka na Śląsk. I bardzo jestem wdzięczna wszystkim, którzy jej pomogli, bo bez fachowej opieki i, nie ma co ukrywać - pieniędzy, kicia skazana byłaby na wegetację. Miałam początkowo wyrzuty sumienia, że to nie ja ją przygarnęłam, ale mam już 7 kotów (a raczej to one mnie mają), a możliwości lokalowe i finansowe niewielkie. Dlatego moja Mama i ja cieszymy się, że Skierka doznała tyle serdecznej pomocy. I jeszcze raz całymi sercami dziękujemy!
gosiak_87 pisze:Fioletowy_Ksiezyc pisze:U Skierki wszystko w porządku, śpi pod jedną kołdrą z właścicielką, i jest naprawdę wyjątkowo przyjaznym kotkiem. Lubi czesanie i wygłaskiwanie, mycie także.Je bardzo dużo, z apetytem nie ma problemu.
Jeśli chodzi o kontakty między dwoma kotkami, to jest coraz lepiej. Co prawda od czasu do czasu na siebie syczą, ale szukają kontaktu. Obie chcą się jakoś zapoznać, ale każda wycofuje się w ostatniej chwili. No, ale trzeba dać im trochę czasu.
Świetne wieści!Trzymam kciuki za ich przyjaźń, ale pewnie zupełnie niepotrzebnie
Pewnie same sobie dadzą radę
Chociaż... Kciuków nigdy za wiele
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
Użytkownicy przeglądający ten dział: zuza i 38 gości