» Śro lut 13, 2008 19:11
Opowieść dwudziesta druga
„ Chłopiec zatrzymał się przy walącym się płocie otaczającym opuszczony dom.
Oderwana okiennica ze skrzypieniem kołysała się na wietrze, a ciemna szpara pod progiem wyglądała jak wpół otwarte usta.
- To tylko dom – powiedział chłopiec zupełnie jakby odgadywał moje myśli.- Stary, opuszczony dom, w którym od dawna nikt nie mieszka…
W kuchni, w której pozostały tylko żałosne szczątki pieca było jasno i słonecznie.
Chłopiec spojrzał na leżący na ziemi worek wypchany słomą.
- Ktoś już tutaj spał – powiedział. – Więc i my możemy tutaj się zatrzymać.
Położył się na słonie podłożywszy pod głowę złożone ręce.
Poruszył stopami i uśmiechnął się sennie.
- Potem pomyślimy o czymś do jedzenia – pocieszył mnie, ale słyszałem, jak burczy mu w brzuchu.
Słoma zaszeleściła zapraszająco. Chłopiec wyciągnął rękę i postawił mnie tuz obok swojej twarzy.
Promień porannego słońca upadł prosto na mnie i poczułem miłe ciepło.
Na rozbitej szybie pająk snuł pajęczynę, a gdzieś przy moim uchu brzęczała mucha.
Odpłynąłem w odległe wspomnienia…
Zapach słomy przypomniał mi mroczną izbę zielarki – mój drugi dom, o którym – jak o każdym innym – myślałem, że będzie moim domem na zawsze…
Przywoływałem po kolei twarze wszystkich tych, których zdążyłem pokochać – bladą twarzyczkę córeczki garncarza, smutna twarz chłopca o błękitnych oczach, śmieszną twarz mężczyzny, który połykał ogień…
Myślałem o tym, gdzie mogą się znajdować, i o tym, czy mnie jeszcze pamiętają…
Kiedy za oknem zaszeleściła trawa i zachrzęściły drobne kamyki odruchowo pomyślałem o wygłodniałych psach…jednak pysk, który wsunął się do środka był mi dobrze znany, a szczekanie, choć głośne, nie miało w sobie niczego wrogiego.
- Są ! Są ! – szczekał pies wymachując ogonem.
Chłopiec otworzył oczy.
- Co za pomysł ! – wykrzyknął nauczyciel chwytając chłopca w objęcia.
- Ja…ja chciałem …- głos chłopca załamał się i przeszedł w płacz.
- Wiem, dziecko, wiem…- rzekł starszy pan - ale teraz pora wrócić do domu.
Zapakowany do torby pomyślałem, że mimo wszystko dobrze się stało. Bryczka podskakiwała na wybojach, a ja czułem w sercu ogromna ulgę. Kto wie, co jeszcze mogło się nam przytrafić ? Zdążyłem się już bowiem nieraz przekonać, że ludzie potrafią być po stokroć gorsi nawet od wygłodniałych psów…
Ci, którzy niespodzianie wynurzyli się z lasu na pewno byli właśnie tacy. Zdziwiłem się, bo nie mieli mundurów, za to w rękach trzymali wycelowane w nas karabiny.
Pies zjeżył sierść na karku, a w jego gardle począł narastać groźny warkot.
- Wysiadać – rzucił krótko jeden z napastników.
Chłopiec pobladł i mocno ścisnął rękę nauczyciela. Starszy pan położył rękę na zjeżonym karku psa.
- Odejść na bok – warknął drugi z bandytów.
Nauczyciel cofnął się parę kroków w tył, bardzo powoli, zupełnie jakby miał przed sobą dzikie zwierzęta.
- Spokojnie…spokojnie…- szeptał cicho do chłopca. Przez szparę w torbie widziałem, jak chłopiec drży.
Pies warczał już bardzo głośno i zmarszczywszy nos pokazywał białe, ostre zęby.
Napastnicy, wszyscy troje wpakowali się do bryczki.
- Torba ! – zawołał nagle chłopiec. – Oddajcie moją torbę !
Jeden z mężczyzn spojrzał na moją kryjówkę.
- Nie bądź głupi – odezwał się drugi. – Pewnie mają tam pieniądze.
Chłopiec szarpnął się do przodu.
- Tam jest tylko…
W powietrzu świsnął bat i na policzku chłopca pojawiła się krwawa pręga.
- Ach, ty bydlę ! – zawołał nauczyciel.
Pies jednak był szybszy. Runął w przód pociągając za sobą starszego pana, który nie zdążył usunąć palców spod szerokiej, skórzanej obroży.
Stojący na stopniu bryczki mężczyzna uniósł broń.
- Zabije psa ! – krzyk chłopca zlał się z hukiem wystrzału.
cdn

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!