Wojtek pisze:Sigrid pisze:(...)
Jak Marlon. Do transportera i w kimkę, choćby i na 10 godzin. Zero sikania po drodze, niestety też zero jedzenia i picia, dobrze że wyjeżdżamy zawsze w nocy

(...)
Gdy pierwszy raz jechałem z Herą do mamy (ok. 200 km) wyprowadzałem Herę w szelkach na siku. Ale nic nie zrobiła, a widać było, że się boi. Potem już jeździliśmy bez przerw na siku.
Jak po pewnie z ośmiu godzinach dojechaliśmy do Słowenii, a zrobił się już ładny dzień, wyprowadziliśmy Marlona na siku. Marlon wycharczał coś wyjątkowo obelżywie i usiłował dać nura w krzaki (tego tylko brakowało, ale szelki niezłe, nie puściły). Kocur puścił jeszcze jedną wiąchę, dowodząc mi, że zwierzaka po takich jak on przejściach nie naraża się w trakcie podróży na podobny stres, bo niby skąd ma wiedzieć, że się go nie pozbywam. Otworzyłam transporter, parsknął kolejne brzydkie słowo i obrażony wlazł. Za to pierwsze co zrobił po zakwaterowaniu, to biegiem wpadł pod prysznic i uwolnił pęcherz

Pojęcia. nie wiem, jakim cudem tak szybko znalazł odpowiednie pomieszczenie
